Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Ojciec też matka

Redaktor admin on 3 Październik, 2003 dostępny w Felietony, Felietony Archiwum. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Na jednym z poprzednich posiedzeń Sejmu rozgorzała burzliwa dyskusja. Później przeniosła się do Senatu. Wszystko za sprawą moich poprawek w sprawie przepisów dotyczących urlopów macierzyńskich i urlopów na warunkach urlopów macierzyńskich. Wniosek poszedł ze ,,środka”, natomiast na sali starli się przedstawiciele ,,lewicy” i ,,prawicy”.
W 1999 roku Sejm radykalnie wydłużył wymiar urlopów macierzyńskich, z 16-u tygodni nawet do 39-ciu tygodni, a więc prawie do dziesięciu miesięcy. Obecnie zgłoszono nowelizację tych przepisów tak, by w sposób podobny wydłużyć również urlopy na prawach urlopu macierzyńskiego, a wiec takie, które występują w sytuacji rodzin zastępczych oraz przysposobienia dzieci. W tym przypadku, owszem mamy do czynienia ze stanem zbliżonym do macierzyństwa, lecz oczywiście nie występuje tu czynnik porodu.
Czy tak długi urlop może być tyko korzystny, czy też może niekiedy także szkodzić? Na pewno tak. Wszak trzeba pamiętać, że urlopy macierzyńskie i jemu podobne są obowiązkiem, a nie prawem kobiety. Nie można z niego w całości lub w części zrezygnować. W dzisiejszych czasach, gdy trudno o zatrudnienie, a niekiedy ma się świetną pracę, dobrze płatną i dająca szansę na dalszą, pozytywną karierę, długa – i przymusowa – przerwa, nie zawsze musi pomagać w karierze zawodowej. Do tego często zdarza się, że nie oboje z rodziców mają pracę lub mają ją oboje ale nie na równych warunkach. Wszystkie te możliwości mogą wywoływać sytuacje, w których kobieta niekoniecznie mogłaby lub chciałaby albo potrzebowała przebywać aż tak długo na urlopie, czyli poza układem zawodowym. Życie nie lubi próżni. Ktoś musi ją zastąpić w pracy, ten ktoś, później może zająć jej miejsce. A przecież, gdyby były inne przepisy, mogłaby zrezygnować z części urlopu, albo umówić się z mężem, który wyręczyłby ją w jej obowiązkach rodzinnych. Wszak mężczyzna – ojciec dzieckja, ma również swoje obowiązki wychowawcze. I prawa. Ta wolność mogłaby tylko służyć dzieciom i rodzinie. Ale trudno. Nic się nie da zrobić. Przepisy są nieubłagane, część parlamentarzystów również.
Zgłosiłem wiec zmiany tych przepisów chcąc uzyskać dwa cele. Po pierwsze, zaproponowałem zamianę statusu urlopu macierzyńskiego z obowiązku na prawo, choć z zastrzeżeniem, iż minimalny wymiar tego urlopu – ten na poratowanie zdrowia kobiety po porodzie – byłby obowiązkowy. Wniosłem o 16 tygodni, choć doktryna prawa mówi o 8 tygodniach, przepisy Wspólnot Europejskich o 14 tygodniach, a uregulowania Międzynarodowej Organizacji Pracy o 12 tygodniach. Po drugie, realizując z jednej strony ideę wyrównywania praw kobiet i mężczyzn, a z drugiej strony, chcąc dać szansę na indywidualne i elastyczne traktowanie korzystania z tego prawa przez oboje z rodziców, z optymalnie korzystnym efektem dla rodziny, wniosłem, by część takiego urlopu, z którego zrezygnowałaby kobieta, mógł wykorzystać mężczyzna – ojciec dziecka. Wszak, ojciec przecież, to też ,,matka”.
Wolność. Wolność wyboru. Prawo decydowania o tym co jest korzystne dla mężczyzny, dla kobiety, dla ich dzieci, dla całej rodziny. Kto o tym powinien decydować? Przepisy? Uznałem, że na pewno nie. Dlatego zaproponowałem ich zmianę. Nie wszyscy jednak się z tym zgadzają. Niestety, jest jeszcze wiele osób w naszym kraju, które traktują kobietę jedynie z biologicznego punktu widzenia. To mężczyzna ma decydować, co ma dla niej być lepsze. On ma pracować, ona niech rodzi i siedzi w domu. My, faceci zajmiemy się wszystkim, co ważne. Czy aby tak, ma wyglądać nowoczesne społeczeństwo cywilizacji XXI wieku?!…

Adam St. Szejnfeld
Poseł na Sejm RP

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)