Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Za górami, za lasami…

Redaktor admin on 4 Sierpień, 2003 dostępny w Felietony, Felietony Archiwum. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Za górami, za lasami, za rzekami były sobie gminy dwie. Jedna miała burmistrza i druga miała burmistrza. Obie były podobnej wielkości i o podobnej strukturze zaludnienia. Sąsiadowały ze sobą granicząc rzeką i ważnym w regionie traktem. W podobnym zakresie miały rozwinięty przemysł, rzemiosło, handel i usługi, także rolnictwo oraz hodowlę. Ludziom jakoś się żyło, nie narzekali.
Dobre czasy jednak się skończyły. Ze złowieszczym pomrukiem nadchodził ziejący biedą smok bezrobocia. Dotknął już wiele innych gmin i powiatów, a nawet całe księstwa. Powalał wójtów, burmistrzów, zgładził niejednego prezydenta. Panowie rady mu dać nie mogli. Rajcy naszych gmin sąsiedzkich, każdej z osobna, usiedli więc i radzić poczęli. Co robić? Co robić, by gdy głód, bezdomstwo i bezrobocie nie dotknęło naszych obywateli? – zastanawiali się. Na smoka piekielnego nie było rady. Nawet Król Jegomość wraz z Parlamentem nie mogli go powstrzymać. Wszelkie próby nieskutecznymi się okazywały, gdyż w panice uciekający lud przed siarką bezrobocia i ogniem głodu nie chciał słuchać dobrych rad, nie chciał przestrzegać nowych praw.
Rajcy radzili, radzili i wreszcie uradzili – “Mieczem śmiercionośnym na gada będą dobre przepisy”. Prawo co ludziom pracę i chleb zapewni. Przepisy, które podadzą rękę tym, którzy chcą budować, tworzyć, pomagać sobie i innym. To powinno złego smoka powalić, powinno go zabić. Jak uradzili, tak zrobili. Uchwalili prawo, co zwalniało z podatków i danin tych, co mięli budować, zastosowali ulgi dla tych, co mięli tworzyć nowe miejsca pracy, zaczęli uzbrajać grunty, budować dukty, drogi i ulice. Na rogatkach miast i w każdym zaułku stanęły światła, nawet na wsi.
I co się stało? Dziw wszystkich co z boku z niedowierzaniem i wątpliwościami patrzyli narastał, gdyż w jednej z gmin sąsiedzkich smok począł odpuszczać, wycofywać się. Przybywali tam rycerze dobrej nadziei, rycerze dobrej pracy. Budowali zakłady, stawiali hale, otwierali sklepy i stragany. Widmo głodu i bezrobocia zaczęło gasnąć. W drugiej natomiast gminie, mimo wielu podobnych nowych praw i działań, smok nędzy i bezrobocia czuł się nadal mocny i dręczył naród niemiłosiernie. Co się stało? Jakie były przyczyny tego stanu rzeczy? W czym tkwił powód dobrego samopoczucia smoka, ojca nieszczęść i zarazy, nikt zrozumieć nie mógł. Rozprawiali nad tym dylematem żyjący, a potem długo jeszcze kronikarze tychże czasów. Tylko jeden z nich postawił celną diagnozę, dobrą ocenę. Rzekł bowiem i ujął to potem w sowich pismach – “Powód tkwił w powietrzu, w klimacie!. Gdy atmosfera mianowicie jest sprzyjająca, ludzie są radośni, uśmiechnięci i otwarci, to zło i draństwo nie może się rozwijać. Sympatia i przychylność są bowiem lepszą podstawą rozwoju niż same prawo, nawet najlepsze”. Jak się po latach okazało, w gminie, gdzie przedsiębiorczość i gospodarka się rozwijały, władze, burmistrz, rajcy i urzędnicy mieli niezwykle przychylne nastawienie dla przedsiębiorców. Przyjmowali ich z “otwartymi ramionami”, pili i karmili, wozili karocami po gminie, pomagali załatwiać formalności, przyspieszali terminy, likwidowali bariery… Inwestorzy czuli się tam dobrze – jak u siebie w domu, żeby nie powiedzieć, że jak u Pana Boga za piecem. Chętnie więc tam przyjeżdżali, osiedlali się, budowali i przywozili krewnych oraz znajomych. W sąsiedniej natomiast gminie, gdzie prawo było podobne i warunki również, biurokracja jednak i formalizm tworzyły dystans do obcych. Czuło się nieufność na każdym kroku. Nikt z nikim nie rozmawiał, nie spotykał się, nie obwoził, nie pokazywał ani osobiście nie zachęcał. Ludzie i media we wszystkim czuły korupcję i kumoterstwo. Wszyscy więc bali się kontaktów osobistych, mówienia o sobie dobrze. Przychylność i prawda stawały się podejrzane. Zarzut interesowności podnoszony był na każdym kroku. Wymieniano więc sobie tylko pocztę, przesyłki i inną korespondencję konnymi kurierami. Obaw o nieskuteczność zresztą nie było. Wszak oferta gminy była atrakcyjna i korzystna – “Tylko głupiec by nie skorzystał!”. I co? Nawet jeden mądry nie nabrał się, nawet jeden głupiec nie dał się skusić.
Jaki morał z bajki takiej?
- Podaj rękę i uśmiechnij się, przeproś i powiedz, ze załatwisz wszelkie formalności, a zyskasz więcej, niż gdy wydasz całe kodeksy nowych praw. Dobry klimat bowiem, jest lepszy od dobrych przepisów.

Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej
Szejnfeld@wp.pl

http://szejnfeld.sejm.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)