Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Ziemia za pracę ?

Redaktor admin on 4 Sierpień, 2003 dostępny w Felietony, Felietony Archiwum. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Jak nazwać permanentne wręcz krygowanie się unijnych urzędników, gdy my Polacy pytamy się – kiedy wreszcie staniemy się obywatelami Zjednoczonej Europy? Czy jest to wynik wewnętrznych – i zewnętrznych, bo wynikających z naszych żądań, oczekiwań, pragnień… – trudności, czy też jest to gra na zwłokę? A może to zwykła niechęć do przyjęcia w skład unijnych państw ubogiego krewnego? Tak naprawdę, to jednoznacznej odpowiedzi na te pytania chyba nie ma.
Od dnia, w którym w naszym kraju nastąpił przełom, gdy odzyskaliśmy długo oczekiwaną wolność, jednym z najważniejszych priorytetów każdego – to chyba warto podkreślić – rządu było doprowadzenie do wejścia w unijne struktury naszego kraju. Uznano to za powrót na łono Europy kraju, który przez dziesiątki lat oddzielony był od niej wysokim murem. Także Europa w pierwszych miesiącach od upadku tego i symbolicznego, i prawdziwego, berlińskiego muru nie widziała innego rozwiązania jak włączenie nas i naszych sąsiadów do unijnej społeczności. Z biegiem czasu jednak zaczęły pojawiać się trudności, piętrzyć przeszkody, stawiane były warunki, od spełnienia których uzależniano nasze połączenie z Europą.
Ostatnie kontakty przedstawicieli naszego rządu z unijnymi urzędnikami nie napawają optymizmem. Tym bardziej, że i my jakby zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że głoszony z uporem przez nas termin wejścia do Unii staje się mało realny. Tak z uwagi na nasze problemy ze spełnieniem unijnych warunków, jak i z powodu rosnących roszczeń ze strony europejskich urzędników. Choć tym akurat nie do końca się trzeba dziwić. Czymże jest tak właściwie Unia? Ano m. in. takim dziwnym bankiem, skarbonką, co daje i niekoniecznie, a przynajmniej nie od wszystkich, potem odbiera, a już na pewno nie z nawiązką. Bardziej właściwie jest kasą – dystrybutorem niż bankiem, bo budżet buduje na haraczu ściąganym ze wszystkich krajów członkowskich – nie posiada własnych dochodów podatkowych – a potem środki te rozdziela ponownie, lecz nie równo między tych co dawali. Najwięcej płacą Niemcy i najmniej otrzymują. Różnica sięga rocznie wielu, wielu miliardów EURO. Ludziska mają więc już tam też trochę dosyć płacenia z własnych podatków na cudzą biedę, mimo, że ciągle zamyka się to jeszcze w „piętnastce”, lecz niestety, tu następne dziesiątki milionów stoi u granic – po pomoc, po pieniądze, po pracę…
Jak zatem rozmawiać z Unią, by zapewnić naszemu krajowi jak najlepszy start po włączeniu w europejskie struktury? Czy upierać się stanowczo przy naszych warunkach, czy też uznać się za tego, który zabiega i pochylić głowę? My chcemy, Unia chce tyle tylko, że to tak dobrze wygląda jedynie w zagadnieniach ogólnych. Diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach co powoduje wrażenie, że obie strony chcą czegoś przeciwnego. My chcemy, by Polacy mogli po zjednoczeniu mieć takie same prawa, by mogli wybierać nie tylko miejsce zamieszkania ale też mogli tam podjąć pracę. Nie obawiamy się, że nas zaleje fala poszukujących pracy unijnych bezrobotnych (a może?…). Na to Unia zgodzić się nie chce domagając się okresu przejściowego sięgającego przynajmniej siedmiu lat. W zamian domaga się, by nasz kraj otworzył się dla ich obywateli i pozwolił na swobodny obrót ziemią. A że Polak do ziemi ma szczególny stosunek, więc żaden nasz rząd nie chce pójść na takie ustępstwo i domaga się okresu przejściowego, tak mniej więcej na jedno pokolenie -18 lat. Osiemnaście za ziemię przeciw siedmiu za pracę. Te wielkości będzie trzeba skorygować, bo trudno chyba postawić tu jednak znak równości.
Czym skończy się ten dialog choć coraz bardziej przypomina to nie dialog, a dwa monologi. Pewnie tym, że obie strony pójdą na ustępstwa. Tylko, czy ten czas potrzebny na rozmowy i ustalenie warunków naszego przystąpienia do Unii nie sprawi, iż Polacy coraz mniejszą ochotę będą mieli do tego, by być pełnoprawnymi obywatelami Unii? Czy uda się utrzymać u nas poparcie dla zjednoczenia Europy? To jest ważne pytanie i ważne wyzwanie dla obecnie i w przyszłości rządzących. Bez stałej, społecznej edukacji z każdym rokiem eurosceptyków w naszym kraju może przybywać. Nie tylko z powodu naszego przywiązania do ziemi…

Adam St. Szejnfeld
Poseł na Sejm RP

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)