Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

30 kobiet biznesu

Redaktor admin on 26 Lipiec, 2009 dostępny w Kobiety. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Polki upodobały sobie tradycyjną gospodarkę

Z każdym rokiem powiększa się grono pań, które odniosły sukces ekonomiczny. Kobiety nie tylko pełnią funkcje kierownicze w największych polskich spółkach, ale też coraz częściej potrafią przekuć swoje marzenia i oryginalne pomysły w sukces komercyjny.

Polki upodobały sobie tradycyjną gospodarkę, zwłaszcza sektor finansowy. Inaczej dzieje się w Stanach Zjednoczonych, gdzie wszystkie rankingi najbardziej wpływowych kobiet opanowały szefowe największych firm z branży high-tech.

W trzydziestce “Businessman Magazine”- poza Heleną Łuczywo, Beatą Pałką i Anną Sieńko – brakuje tych, które swoją pozycję zawdzięczałyby najnowocześniejszym technologiom. A właśnie Internet stwarza szansę na rozwój nowej klasy kobiet przedsiębiorczych. Wierzymy, że to tylko kwestia czasu.

Lidia Kalita i Maja Palma

Dusza artysty i zmysł przedsiębiorcy nie zawsze chodzą w parze. Siostry Maja Palma i Lidia Kalita dowiodły, że jest to możliwe. Stworzyły Simple, jedną z najbardziej popularnych marek polskiej odzieży

Zalew taniej odzieży z Dalekiego Wschodu dobił polską “odzieżówkę”. Wpisane w naszą tradycję od lat marki (Bytom, Vistula, Próchnik) nie mogą odzyskać dawnej świetności. Na szczęście rośnie pokolenie zdolnych projektantów, którzy łączą zmysł artystyczny z umiejętnością zarabiania pieniędzy na realizacji swoich marzeń. Ubrania z charakterystyczną, umieszczoną na zewnątrz stroju, metką Simple (a także Hexeline, Solar, Molton czy AE) wiszą w szafach wielu młodych kobiet.

- Jeśli coś robi się z pasją, nie ma rzeczy niemożliwych. Tradycyjne zakłady odzieżowe, jak dinozaury, boją się nowości i oryginalności. Dla nas najważniejsza jest kreatywność – tak tłumaczą swój sukces siostry Lidia Kalita i Maja Palma, które osiem lat temu stworzyły Simple.

Z każdym rokiem powiększa się grono pań, które odniosły sukces ekonomiczny.

Nazwa firmy najlepiej charakteryzuje istotę ich kolekcji. – Wierzymy, że elegancja tkwi w prostocie. Kobieta świadoma własnej wartości nie musi nosić kontrowersyjnych strojów o krzykliwych barwach, by zwracać na siebie uwagę. To indywidualność nadaje jej styl – mówi Lidia Kalita. Siostry głęboko w to wierzą, nie muszą więc decydować się na kompromis między sztuką (czyli tym, co chciałyby tworzyć) a biznesem (czyli projektami na tyle komercyjnymi, by znalazły masowego odbiorcę). Kolekcje (dwie rocznie: wiosenno-letnia oraz jesienno-zimowa) tworzone są z dużym wyprzedzeniem; siostry już dziś myślą o odcieniach i wzorach na 2003 r. W każdej kolekcji jest 150-200 wzorów w różnych kolorach i rozmiarach, praktycznie na wszystkie okazje. Priorytetem jest jakość – tkaniny i wełny sprowadzają z Włoch, a szycie zlecają renomowanym zakładom odzieżowym. – Wiele strojów pojawia się w bardzo krótkich seriach, np. kilkunastu egzemplarzy. Najwierniejsze klientki zapisują się na nie z dużym wyprzedzeniem – śmieje się Kalita.

Mają dwanaście sklepów (osiem prowadzą partnerzy na zasadach franchisingu), za kilka miesięcy przybędą cztery następne. Właścicielki Simple chciałyby, żeby było ich kilkakrotnie więcej. – Duża skala działalności to nie tylko mniejsze koszty zaprojektowania i produkcji każdej kolekcji. To przede wszystkim satysfakcja, że więcej kobiet może się cieszyć naszymi ubraniami. Niestety, bardzo trudno nabrać rozpędu, o jakim byśmy marzyły. W Polsce nie ma praktycznie żadnych narzędzi wspierania roz-woju małych, rodzinnych firm jak nasza – przyznaje Maja Palma. Nie mniej problemów sprawia im nierzetelność pracowników. – Myślałyśmy, że przy dramatycznie wysokim bezrobociu ludzie będą cenić pracę. Dziś mogłybyśmy napisać książkę o nieuczciwych sprzedawcach – dodaje. Dlatego siostry rozglądają się za inwestorem strategicznym. Kapitał przeznaczyłyby na rozwój sieci sklepów i promocję. Chciałyby także, aby partner przejął część codziennego zarządzania, by mogły oddać się temu, co kochają najbardziej – tworzeniu. W głębi duszy pozostały artystkami.

Bożena Batycka

Narzekamy, że w promocji polskich produktów eksporterzy nie potrafią wykorzystać oczywistych skojarzeń z naszym krajem. Bożenie Batyckiej to się udało. W bursztynie znalazła szczęście i pieniądze.

- Nie przypuszczałam, że powrót do korzeni sprawi, że odnajdę nie tylko sens życia, ale także pomysł na biznes – mówi Bożena Batycka, gdynianka z urodzenia. Niedawno odkryła na nowo piękno Żuław i największy skarb Pomorza – jantar. Dokonała rzeczy niezwykłej – przywróciła bursztynowi, który kojarzył się większości z odpustowymi naszyjnikami, właściwą mu elegancję. – Mało której firmie udało się wykorzystać w promocji swoich produktów naturalne atrybuty naszego kraju. Cóż może się lepiej kojarzyć z Polską niż bursztyn? – pyta Batycka. Nic dziwnego, że Jolanta Kwaśniewska wręczyła jedną z pierwszych torebek z ekskluzywnej (ich ceny zaczynają się od 1249 zł) bursztynowej serii hiszpańskiej królowej Zofii.

- Już niedługo maleńki kamyczek zostanie dołączony do każdej torebki jako amulet i gwarancja jej autentyczności – mówi właścicielka firmy Batycki. Wydała już piękny, limitowany album o bałtyckim bursztynie; marzy, by jego kolejne edycje stawały się wydarzeniami artystycznymi.

- Rok temu zabrakło mi odwagi, by wystawić swoją kolekcję na najważniejszych włoskich targach galanterii skórzanej. Miałam świadomość, że moje torebki nie są gorsze niż słynne włoskie, ale potrzebowałam czegoś, co by je wyróżniało. Dziś to mam – bursztyn. Włosi są zachwyceni połączeniem szlachetnej skóry z jantarem – mówi Batycka. Prowadzi już pierwsze rozmowy o możliwości sprzedaży swoich wyrobów w krajach Europy Zachodniej.

Firmę założył w 1948 r. teść Batyckiej. W czasach, gdy królowała bylejakość, produkowała modne i solidnie wykonane torebki, paski i portfele, które cieszyły się szczególnym uznaniem gdyńskich elegantek. Ale w latach 1989-1998 firma nastawiła się na produkcję kurtek skórzanych. Dopiero trzy lata temu Batycka zdecydowała się na powrót do pierwotnej działalności. – Intuicja i wnikliwa obserwacja rynku podpowiadały mi, że tylko dochodząc do perfekcji w tworzeniu wąskiej grupy produktów, zbuduję markę, która będzie rozpoznawana na rynku.

Równie udanym posunięciem biznesowym było wynajęcie profesjonalnego menedżera. – Zrozumiałam, że rozwój wymaga zmiany stylu zarządzania – mówi Batycka. Ma więcej czasu na projektowanie torebek. Podstawę jej letniej kolekcji stanowią torebki w kolorach morelowym, pistacjowym, różowym i – jak zapewnia – świetnie się sprzedają. – Do niedawna Polki były przekonane, że – parafrazując Forda – każdy kolor torebki jest dobry, pod warunkiem, że jest czarny. Cieszę się, że udało mi się to zmienić. Z każdym rokiem nasze ulice są coraz bardziej kolorowe – dodaje.

Wprawdzie eksperymentuje z kolorami i fasonami, ale nie wyrzeknie się nigdy jednej zasady – minimalizmu.

- Taka jest moja filozofia życia, takie są moje torebki, taki jest wystrój moich sklepów. To daje harmonię i siłę do prowadzenia interesów – deklaruje. W sklepach dominują jasne drewno, białe, żywe kwiaty; torebki poukładane są nie tylko kolorami, ale także ułożone w kompozycje artystyczne. – Nie zależy mi na tym, by moje torebki były produktem masowym. Wolę, by były dostępne w mniejszej liczbie miejsc, ale dających gwarancję, że klienci zostaną obsłużeni w identyczny sposób – mówi. Wierzy, że bursztynowe torebki podbiją Europę. – Bursztyn przyniósł mi szczęście. Odnalazłam dzięki niemu sens życia – zapewnia. Wnosząc z popularności bursztynowej kolekcji, odnalazła też pieniądze.

Zofia Drohomirecka

Takich miejsc nie ma w całej Europie. Nic dziwnego, że właścicieli Pożegnania z Afryką odwiedzają Francuzi, Niemcy, a nawet Lapończycy zainteresowani otwarciem takich pijalni kawy w swoich krajach

Gdy w 1992 r. Zofia Drohomirecka otwierała wraz z mężem pierwszy sklep i pijalnię kawy Pożegnanie z Afryką, w Krakowie była tylko jedna kawiarnia, która miała oryginalny ekspres do kawy. – Nie mieliśmy szczególnego sentymentu do kawy, jako ekonomistka wiedziałam, że musimy znaleźć niszę rynkową, bo to ułatwi nam start. W Polsce królowała wtedy zalewajka podawana w szklankach. Kilka lat spędziliśmy na Węgrzech i wiedzieliśmy, że może być zupełnie inaczej palona i serwowana. Bardzo szybko przerodziło się to w fascynację. Dziś mamy jeden z największych w Europie zbiorów akcesoriów do kawy – mówi Zofia Drohomirecka, założycielka sieci. Od tego czasu sieć Pożegnanie z Afryką dzięki partnerom franchisingowym rozrosła się do 30 pijalni-sklepów.

- Mimo 9 lat działalności, wciąż jesteśmy jedyni. W całej Europie nie ma takich miejsc. Odwiedzają nas Francuzi, Niemcy, zainteresowani otwarciem podobnych sieci w rodzimych krajach. Pojawił się nawet jeden Lapończyk – wspomina Zofia Drohomirecka.

- “McKawiarnie” nie są dla nas konkurencją. Udało nam się wychować prawdziwych koneserów kawy. A właściwie przypomnieć Polakom, że kawa od zawsze była częścią naszej tradycji.

Początki nie były łatwe. – Jeden worek kawy to 50-70 kg, a my chcieliśmy mieć kilkanaście jej rodzajów. Przy jednym sklepie było to nieopłacalne. Dlatego zdecydowaliśmy się na rozbudowę sieci, ale dziesięć lat temu nikt nie miał pojęcia, co to jest franchising. Nieoczekiwanie pomógł nam… “Businessman Magazine”. Po artykule z października 1993 r. zgłosiło się do nas dwóch pierwszych partnerów – w Warszawie i Wrocławiu. To był przełom; najtrudniej znaleźć pierwszych franszyzobiorców – mówi Zofia Drohomirecka.

Pożegnanie z Afryką może mieć każdy, kto wyłoży 50 tys. zł (koszty licencji, adaptacji lokalu, pełnego wyposażenia, zapasu kawy), a później w formie miesięcznej opłaty odda 5% miesięcznego obrotu. – Chętniej wybieramy osoby, z którymi nie tylko można robić interesy, ale także porozmawiać przy filiżance kawy. Lubimy ludzi młodych, którzy nie mają bagażu przeszłości – mówi. – Wiele naszych kawiarni to “biznesy dla żon”. Chcemy, żeby coś działo się wokół Pożegnania, często organizujemy wydarzenia artystyczne. Naszym partnerkom daje to szansę zaistnienia w środowisku lokalnym – dodaje. Tylko kilka razy zawiodła ich intuicja w doborze partnerów.

Mimo iż są znaczącym odbiorcą, dośćĘdługo mieli kłopoty z pozyskaniem odpowiednich ziaren. – Do dziś na Zachodzie pokutuje przekonanie, że polscy importerzy poszukują najtańszych surowców. Mieliśmy kontakty z firmami, które na wieść, że przyjeżdżamy z Polski, prowadzili nas do kąta z najgorszą kawą. Gdy mówiliśmy, że interesują nas najlepsze gatunki, rezygnowali z dalszych negocjacji, bo myśleli, że chcemy ich oszukać – stwierdza ze smutkiem Zofia Drohomirecka. Jedno jest pewne: jej nie da się oszukać. – Niedawno byliśmy w Niemczech. Filiżanka kawy Jemen (Pożegnanie z Afryką jest jednym z dziesięciu miejsc w Europie, gdzie można ją kupić) kosztowała tam 12 marek (u nas – 6 zł). Dostaliśmy zwykłą, podrzędną lurę. To z jednej strony satysfakcja, że bezbłędnie rozróżniamy kawy, ale także przestroga, że musimy bezwzględnie dbać o to, by we wszystkich sklepach był jednaki towar – mówi.

Udało jej się przez 9 lat stworzyć silną markę. Co zrobi, gdy już oplotą siecią pijalni całą Polskę, a może i Europę? – W Kolumbii jest Uniwersytet Kawy. Może wrócę na studia? – śmieje się. Najbardziej oryginalna kawa? – Czytałam w którymś z magazynów, że gdzieś w Indonezji jest kawa, którą się przetwarza w bardzo specyficzny sposób. Jej ziarnami żywią się dzikie stworzenia, później odzyskuje się je z ich odchodów. Filiżanka takiej kawy kosztuje, bagatela, 60 franków. Nie zamierzamy na razie sprowadzać jej do Polski – zapewnia. Teraz ma na głowie inny problem:

- Stagnację, jaka ogarnęła polską gospodarkę, widać już na najniższych szczeblach, nawet w naszych kawiarniach. Jeśli podatki i koszty pracy dalej będą tak horrendalnie wysokie, mały biznes ma niewielkie szanse na przetrwanie.

Małgorzata O’Shaughnessy

Visa zawdzięcza lawinowy przyrost liczby kart płatniczych w Polsce bankom oraz czterem osobom z warszawskiego biura. Od początku na ich czele stoi Małgorzata O’Shaughnessy. Pierwszy milion “pękł” w listopadzie 1998 r. – Później to był już samograj. Liczba wydawanych kart płatniczych i wartość transakcji bezgotówkowych rokrocznie się podwaja. “Plastiki” z emblematem Visy ma już ponad 6 mln Polaków – mówi Małgorzata O’Shaughnessy, dyrektor generalny Visa Polska. Visa była jej pierwszym i na razie ostatnim pracodawcą. Nie ukrywa, że dostaje wiele propozycji zmiany pracy: – Jestem ambitna, ale nie muszę zmieniać firmy, aby zaspokoić swoje ego. Lubię coś doprowadzić do końca. Poza tym, karty nie przestają mnie fascynować. To niby tylko kawałek plastiku, ale ciągle pojawia się coś nowego – chipy, Internet, nowi konkurenci – mówi. Do awansu namawiała ją także Visa, miała zająć się całą Europą Środkową. Zrezygnowała. – Wolę skupić sięĘna jak najlepszej pracy w Polsce – deklaruje.

Możliwości polskiego rynku są ogromne – 18 mln potencjalnych klientów (pracujący oraz studenci); każdy z nich może mieć po kilka kart. O’Shaughnessy najchętniej powołuje się na przykład porównywalnej pod względem liczby mieszkańców Hiszpanii, gdzie wydano 25 mln kart Visa (w Portugalii – 9 mln, czyli więcej niż mieszkańców; w Wielkiej Brytanii – 55 mln). Najważniejsze zadanie? – Przekonać klientów do obrotu bezgotówkowego. Z 10 mld dolarów transakcji dokonanych kartami Visa w ubiegłym roku zaledwie 15% to płatności w sklepach (reszta – wypłata gotówki z bankomatu). W Hiszpanii i Portugalii te proporcje są wyrównane, we Francji i Wielkiej Brytanii płatności stanowią ok. 70% transakcji – wylicza O’Shaughnessy.

Gdy na początku lat 90. zaczynała pracę w londyńskim oddziale Visy, w Warszawie zagraniczni biznesmeni mogli wypłacić gotówkę za pomocą kart płatniczych tylko w wybranych placówkach Orbisu. Procedura akceptacji trwała średnio 45 minut i – jak głosi legenda – najbardziej szczęśliwy z tego powodu był właściciel baru piwnego na Brackiej, gdzie kierowano oczekujących. Na wydanie karty dla firm pierwszy zdecydował się w 1991 r. BIG Bank. Masowy rozwój rynku kart zaczął się w 1997 r., gdy Bank Śląski i WBK wydały pierwsze karty Electron. – Bardzo nas cieszy, że wszystkie banki wirtualne zdecydowały się na współpracę właśnie z Visą – mówi dyrektor generalna.

O mały włos nie trafiłaby do finansów. Jak wielu absolwentów handlu zagranicznego na SGPiS połowy lat 80., wyjechała za granicę – do Londynu. Marzyła o pracy reżysera. Współpracowała z BBC przy serii filmów o Polsce. – Byłabym jednym z tysięcy londyńskich artystów “z aspiracjami”. Osób, które znałyby się na gospodarce krajów naszego regionu, było znacznie mniej – wspomina. Ostateczną decyzję podjęła, gdy po wysłaniu setki aplikacji o pracę w telewizji, redakcja katolicka jednej z nich przysłała jej negatywną odpowiedź, kończąc słowami “będziemy się za Panią modlić”. – Mimo wszystko wolałam wziąć swój los we własne ręce – śmieje się. W Visie była odpowiedzialna za rynek rosyjski, szybko przekonała jednak pracodawców, że warto się zainteresować Polską: – To była słuszna decyzja. Wydaliśmy 6 mln kart, w Rosji póki co jest ich pięć razy mniej – mówi.

Beata Pałka

Szefowa biura maklerskiego Wood & Company jest zaprzeczeniem obiegowej opinii, że stalowe nerwy i analityczny umysł są wyłączną domeną mężczyzn

Przyzwyczailiśmy się już, że kobiety piastują najpoważniejsze stanowiska w czołowych instytucjach finansowych. W środowisku maklerów i analityków giełdowych nie ma ich jednak zbyt wiele. Boją się ryzyka? A może stereotypu, że giełda jest zarezerwowana dla mężczyzn? Beacie Pałce niestraszne ani jedno, ani drugie. – To zawód dla ludzi o ponadprzeciętnej energii i odporności na nieplanowane sytuacje. Nigdy nie można z góry przewidzieć, jak skończy się dzień. I to jest najwspanialsze, bo nie ma miejsca na rutynę. A stres? Wyzwala we mnie najlepsze decyzje – śmieje się szefowa Wood & Company. Wyróżnia ją jeszcze jedno: ogromna wiedza. Należy do pierwszych Polaków, którzy zdobyli prestiżowy dyplom CFA, dokumentujący ukończenie koszmarnie trudnego trzyletniego kursu dla analityków finansowych. W & C jest najbardziej sfeminizowaną instytucją finansową w Polsce. Przez długi czas w zarządzie zasiadały same kobiety, dopiero niedawno do tego grona dołączył Adam Kalkusiński.

Za największy sukces Beata Pałka uznaje udany debiut WoodStocka w październiku ubiegłego roku. – Staliśmy przed podwójnym wyzwaniem: musieliśmy zaistnieć w świadomości klienta indywidualnego (wcześniej obsługiwaliśmy tylko instytucje), dodatkowo informując go o niespotykanym wcześniej na rynku produkcie – wirtualnym biurze maklerskim – podkreśla. Z WoodStocka korzysta 700 klientów, do końca roku powinno ich być ok. 2000. Nie są to szokująco wysokie liczby, ale warto pamiętać, że przy marazmie, jaki panuje na rynku usług maklerskich (liczbę aktywnych graczy szacuje się w Polsce na ok. 100 tys.), każdy nowo pozyskany klient jest na wagę złota. A do WoodStocka trafia co dziesiąty nowy inwestor indywidualny. Biuro ma coraz większy udział w obrotach na rynku kontraktów terminowych.

Henryka Bochniarz, Nicom Consulting

Konsekwentnie buduje sobie pozycję najbardziej opiniotwórczego polskiego przedsiębiorcy. Współwłaścicielka i prezes firmy Nicom Consulting. Jest jedyną osobą, która potrafi namówić na spotkanie w jednym miejscu (poza oficjalnymi spotkaniami państwowymi) prezydenta i premiera. Utworzyła Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych, zasiada w radach nadzorczych m.in. Agory, ITI, TVN, ComputerLandu czy BRE Banku.

Agnieszka Couderq-Kubas, COUDERQ & KUBAS

Szalona podróżniczka, jako siedemnastolatka wyjechała do Meksyku i USA; prowadziła badania w Paryżu, Rwandzie i Burundi. Biznes wybrała jednak bardzo tradycyjny: w 1991 r. założyła jedną z najlepszych dziś agencji nieruchomości – Couderq & Kubas. Zna pięć języków, ostatnio uczy się hebrajskiego. Ma w planach odtworzenie osiemnastowiecznej wioski w Bieszczadach, gdzie mogliby wypoczywać jej przyjaciele z różnych stron świata.

Irena Eris, LK IRENA ERIS

Jedna z najbardziej utytułowanych dam polskiego biznesu – w ostatnich miesiącach dostała m.in. Nagrodę Kisiela, Złoty Grosz i tytuł Damy Biznesu Dziesięciolecia. Przez pierwsze dwa lata firma zatrudniała jedną osobę, składniki kosmetyków Irena Eris mieszała ręcznie, towar rozwoziła maluchem. Przez lata popyt na jej kosmetyki znacznie przekraczał możliwości produkcyjne małego zakładu. Teraz w nowoczesnej firmie w Piasecznie pracuje ponad 300 osób.

Urszula Gocał, OLIMPIA

Gdy w 1994 r. jako zarządca komisaryczny wkraczała do upadającej firmy dziewiarskiej, nie przypuszczała, że uzdrowi Olimpię i zostanie prezesem zarządu. Dzięki głębokiej restrukturyzacji dzianiny z Olimpii cieszą nie tylko klientki, ale także skarb państwa, gdyż firma wreszcie przynosi zyski.

Gabriela Gryboś, BANK KOMUNALNY

Współzałożycielka, udziałowiec i prezes (nieprzerwanie od października 1992 r.) prywatnego Banku Komunalnego w Gdyni, od sierpnia 1996 r. notowanego na GPW. BK powstał w 1990 r. z inicjatywy kilkunastu osób prawnych i fizycznych. Był pierwszym bankiem, który uzyskał certyfikat ISO 9002. 1 lipca 1999 r. inwestorem strategicznym w BK została największa skandynawska grupa bankowa – Nordbanken.

Anna Janczewska-Radwan, MEDIM, ANA-PORTO

W 1990 r. założyła wraz z mężem Medim, dziś jedną z największych firm zaopatrujących służbę zdrowia w sprzęt medyczny. Trzy lata temu utworzyła firmę Ana-Porto (promuje i sprzedaje portugalskie wina). Społeczniczka – przyjaciele wiedzą, że na urodziny zamiast kwiatów przyjmuje datki na pomoc dla domów dziecka. Wraz z Ewą Plucińską założyła w 1998 r. Polskie Stowarzyszenie Właścicielek Firm.

Alicja Kornasiewicz, CA-IB Investmentbank

Obok skuteczności, w kontaktach zawodowych zapewne pomaga jej jeszcze jedno – perfekcyjna elegancja. Zauważył to także “Businessman Magazine”, uznając ją za jedną z 10 najbardziej stylowych przedstawicieli polskiego biznesu. Od października jest dyrektorem zarządzającym CA-IB w Polsce. Dowiodła swej skuteczności i intuicji inwestycyjnej, gdy jako wiceminister skarbu prywatyzowała największe polskie firmy o łącznej wartości 8 mld dolarów (m.in. TP SA, Pekao SA, BPH, LOT).

Anna Lubowska, THE MEDIA EDGE

Na początku lat 80. pisała do “Przyjaciółki”, prowadziła legendarne “Studio 2″; później chińską restaurację w Legionowie. W 1991 r. przestało ją to bawić. Trafiła do Doris Walczyk, pionierki reklamy w Polsce. Została media directorem; robi to do dziś. Gdy Young & Rubicam wydzielał dom mediowy, została jego prezesem. Jej zespół pracuje m.in. dla Citibanku, TVN, Ericssona i Kompanii Piwowarskiej.

Helena Łuczywo, AGORA

Jak mówią jej współpracownicy – serce i mózg “Gazety”, do niedawna czytała większość tekstów. Najmłodszym jej “dzieckiem” jest portal internetowy gazeta.pl. Początkowo był on silnie krytykowany przez użytkowników sieci (po hucznych zapowiedziach internauci spodziewali się rewolucji w Internecie na miarę tej, jaką “Wyborcza” zrobiła na rynku prasy). Intensywna promocja portalu w samej “Gazecie” przyczynia się z pewnością do rosnącej liczby użytkowników. Pozostaje tylko pytanie, czy Agora zdoła wykorzystać ten potencjał.

Małgorzata Makulska, ERGO HESTIA

Do Sopotu trafiła ze Śląska. Absolwentka budownictwa Politechniki Śląskiej w Gliwicach z ubezpieczeniami związała się w 1992 r. Była wiceprezesem ds. marketingu i sprzedaży w majątkowej części Hestii (wówczas Hestia Insurance). Od 1997 r. tę samą funkcję pełni w Sopockim Towarzystwie Ubezpieczeń na Życie Ergo Hestia, jednym z najbardziej dynamicznie rozwijających się towarzystw w Polsce.

Bożena Mechla, KAROLINA

Skuteczności w konkurowaniu na światowych rynkach może pozazdrościć jej każde przedsiębiorstwo – aż 85% produkcji Zakładów Porcelany Stołowej Karolina z Jaworzyny Śląskiej trafia na eksport. Wysokogatunkowa porcelana, intensywna działalność inwestycyjna oraz stały wzrost wyników ekonomicznych docenił BCC – zakłady otrzymały nominację do tegorocznej nagrody Lidera Polskiego Biznesu. Firma, którą kieruje Bożena Mechla, zatrudnia 850 osób.

Teresa Mokrysz, MOKATE

W ciągu dwunastu lat przekształciła mały zakład rzemieślniczy w jedną z największych polskich firm. Mokate opanowało prawie 70% rynku kawy cappuccino. Właścicielka ustrońskiej firmy została uznana za jedną z “najbardziej przedsiębiorczych kobiet świata”. Będzie miała więcej czasu na odbiór kolejnych nagród, ponieważ niedawno przekazała bieżące zarządzanie Markowi Tarnowskiemu, jednemu z bardziej cenionych menedżerów w Polsce.

Beata Pawłowska, IP KLUCZE

Dyrektor generalna IP Klucze przekształciła państwową, czyli – jak mówi – “niczyją” firmę w nowoczesne przedsiębiorstwo. Od podstaw zbudowała kilkudziesięcioosobowy zespół marketingu i sprzedaży, któremu udało się wypromować nową markę – stale poszerzaną linię produktów Velvet. Firma w krótkim czasie zdobyła pozycję lidera na polskim rynku produktów higieny osobistej. Restrukturyzacja ułatwiła firmie pozyskanie inwestora strategicznego – w 1996 r. udziały w Kluczach kupił International Paper, największy koncern papierniczy na świecie.

Henryka Pieronkiewicz, PKO BP

Z bankowością związana prawie od początku swojej kariery. W 1989 r. trafiła do BPH, sześć lat później została prezesem krakowskiego banku. Za jej rządów bank został sprywatyzowany i pozyskał inwestora strategicznego. Od ponad roku stoi przed dużo trudniejszym zadaniem – w marcu 2000 r. została bowiem szefową największego polskiego banku PKO BP SA, zatrudniającego 40 tys. ludzi. Czeka ją trudny proces restrukturyzacji firmy; politycy wciąż nie mogą dojść do porozumienia w sprawie sposobu prywatyzacji banku.

Ewa Plucińska, EVIP

Gdy 16 lat temu tworzyła EVIP, był on jedną z pierwszych prywatnych firm konsultingowych w Polsce. Doradzała i prowadziła negocjacje w imieniu światowych korporacji, zainteresowanych wejściem na polski rynek (m.in. Siemensa, Forda czy Coca-Coli). Przez swoją firmę EVIP Progress (wraz ze Stocznią Gdynią) kupiła Stocznię Gdańską. Cena terenów byłej stoczni rośnie, ma bowiem tam powstać w przyszłości tzw. city, serce gdańskiego handlu i usług.

Anna Podniesińska, INTERCAM

Jedna z najbogatszych kobiet w Polsce. Stworzyła i kieruje rodzinnym holdingiem Intercam, reprezentującym w Polsce interesy czołowych firm międzynarodowych, m.in. DHL, koncernu naftowego Chevron, Bata i Lord. Do Intercamu należą także m.in. Centrum Wolnocłowe w Mszczonowie, firma spedycyjna Spedcargo, wytwórnia wody mineralnej i firma produkująca stylowe meble.

Wanda Rapaczyńska, AGORA

“Business Week” zaliczył ją do grona 50 najbardziej wpływowych Europejczyków. Z Agorą związana od samego jej początku; od 1998 r. jest szefem tej jednej z najbardziej dynamicznie rozwijających się polskich firm. Fenomen “Gazety” w dużej mierze jest jej zasługą. Na pewno pomogło jej doświadczenie zdobyte w nowojorskim Citibanku (w latach 1984-1992 była wiceprezesem odpowiedzialnym za rozwój nowych produktów).

Iwona Rej, DAGOMED-PHARMA

Kobieta wszechstronna: była już psychologiem i krawcową, od dziesięciu lat produkuje nowoczesne leki homeopatyczne i ziołowe. Mimo ogromnej zagranicznej konkurencji, Dagomed systematycznie zwiększa udziały w rynku, podpisał już pierwsze kontrakty eksportowe. Rej dokonała rzeczy niezwykłej: w czasach, gdy to polskie firmy są przedmiotem przejęć przez zagraniczne korporacje, zdobyła kapitał, by odkupić udziały od niemieckiego wspólnika.

Wioletta Rosołowska, TCHIBO

Na początku roku została dyrektorem zarządzającym Tchibo Warszawa. Dzięki niej Tchibo stało się najchętniej kupowaną marką kawy w Polsce. Jest drugą osobą w historii koncernu, której powierzono kierowanie oddziałem Tchibo w Europie. W 1997 r. została oddelegowana do centrali firmy w Hamburgu; była koordynatorem do spraw marketingu na Europę. Po powrocie odpowiadała za sprzedaż kaw Tchibo i Gala w Polsce oraz krajach bałtyckich.

Anna Sieńko, Xtrade

Jeśli odniesie sukces, zostanie pierwszą Polką, która swoją pozycję zawdzięczać będzie nowej ekonomii. Od marca jest prezesem spółki Xtrade, platformy B2B utworzonej przez Optimusa, BRE Bank oraz Commerce One (niedawno dołączyła do nich GPW). Atmosfera wokół przedsięwzięć internetowych coraz bardziej się pogarsza, ale trudno przypuszczać, by takie grono akcjonariuszy pozwoliło sobie na “wpadkę”.

Viola Śpiechowicz, Odzieżowe Pole

Należy do tych młodych projektantów mody, którzy zarabiają pieniądze na realizacji swoich pomysłów. Firma powstała osiem lat temu, ma butiki w kilku miastach Polski. W oryginalnych kolekcjach z Odzieżowego Pola chadza większość polskich gwiazd sceny i ekranu. Nam też się podobają – zaliczyliśmy Violę Śpiechowicz do grona 10 najbardziej stylowych ludzi biznesu.

Maria Wiśniewska, PEKAO SA

Liczby mówią same za siebie: Pekao SA zdetronizował PKO BP w zestawieniu największych banków; jest jedną z czterech giełdowych firm, które w pierwszym kwartale 2001 r. miały zysk wyższy niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Przez wielu analityków bank jest uważany za najlepszą spółkę notowaną na GPW. Jego akcje skutecznie opierają się bessie, należą do najchętniej kupowanych przez zagranicznych inwestorów.

Halina Zawadzka, HEXELINE

Projektantka i właścicielka Hexeline deklaruje, że nosi wyłącznie stroje z metką własnej firmy. Ukończyła budownictwo, ale z modą związana jest od 1981 r. Fanki strojów Haliny Zawadzkiej mogą je kupić w sieci sklepów w całej Polsce, prowadzonych przez partnerów franchisingowych. Firma przymierza się do ekspansji zagranicznej – ma już butik w Pradze, chce otwierać salony w innych krajach Europy.

Jolanta Zwolińska, DERMIKA

Dermika zawdzięcza swą pozycję rynkową przede wszystkim kreatywności i energii założycielki oraz wysokim nakładom na badania i rozwój. Nowoczesna fabryka Dermiki produkuje wysokiej klasy kosmetyki pielęgnacyjne, dorównujące bardzo dobrym produktom zagranicznym. Mimo iż oferuje kosmetyki “z wyższej półki cenowej”, sukcesywnie zwiększa sprzedaż.

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)