Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Biurokratyzowanie gospodarki – c.d.

Redaktor admin on 13 Marzec, 2005 dostępny w Felietony, Felietony Archiwum. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Ostatnimi czasy przez Sejm przechodzą liczne ustawy, mające na celu przystosowanie naszego prawodawstwa do standardów unijnych. Jest to naturalny stan rzeczy dla każdego nowego państwa członkowskiego. Nienaturalne w tym procesie było i jest tylko jedno – często polski prawodawca z regulacjami chce pójść dalej niż oczekuje tego prawo unijne. Otóż autorzy polskich projektów ustaw wykazują często przerażającą nadgorliwość, choć sami zarzucamy Unii Europejskiej, że jest nazbyt biurokratyczna. Jeśli tak, to dobrym naszym posunięciem byłoby dostosowywanie się do unijnych zasad, ale jednocześnie nie obciążając się biurokracją, tam gdzie nie jest to wymagane. Zwłaszcza, że Unia, sama będąc dość zbiurokratyzowaną, nie zawsze żąda tego od swoich członków. Rząd jednak, chyba postanowił wprowadzić nas do czołówki nadgorliwców Europy, a z Polski uczynić biurokratyczną matkę – królową…
Skąd taki wniosek? Z wielu poprzednich przypadków, przede wszystkim jednak zaświtał on w moim umyśle po przeczytaniu projektu ustawy “o informowaniu i przeprowadzaniu konsultacji z pracownikami”. Unia Europejska wymaga od każdego kraju członkowskiego, by pracownicy w tym kraju mieli prawnie zagwarantowaną możliwość konsultacji oraz uzyskiwania informacji od pracodawcy. Bardzo rozsądnie. Rząd zaczął, więc przygotowywać ustawę, w której ustalił, że w mniejszych firmach (już od 20 zatrudnionych, choć Unia mówi o 50 zatrudnionych) musi działać przedstawiciel pracowników, a w większych cała Rada Pracownicza. Sam pomysł nie byłby taki dziwny, gdyby w Polsce nie było związków zawodowych, rad pracowniczych i czego tam jeszcze. Ale cóż… tak się składa, że są. W dodatku działają całkiem sprawnie i od bardzo dawna. Ustawa o nich zapomina i w zakładach, gdzie już są związki zawodowe, chce powoływać nowych “pośredników” między pracodawcą i pracobiorcą. Po co? Trudno powiedzieć, chyba po to, żeby pracownik nie wiedział, do kogo się zgłosić ze swoim problemem, a Rady Pracownicze żeby mogły walczyć o kompetencje ze związkami zawodowymi. Jeżeli ta ustawa przejdzie, to w tysiącach zakładów i firm zapanuje dziki bałagan… W pozostałych natomiast zaczyną tworzyć się nowe synekury.
Pisałem już o niedogodnościach dla związków i dla pracowników. Pominąłem na razie pracodawców, a to właśnie dla nich ustawa ta może okazać się najgorsza. Obowiązek utrzymywania nowej organizacji pracowniczej będzie na pewno dla nich dużym obciążeniem – i biurokratycznym i finansowym. Przedstawiciela załogi lub członka Rady Pracowniczej bowiem nie będzie wolno zwolnić z pracy, nie będzie można go ukarać i będzie mu trzeba dawać podwyżki, nawet, jeśliby na nie zasłużył. Prawdopodobnie wzrosną więc koszty zatrudnienia, które i tak od 1990 roku wzrosły już o ponad 40%. Obowiązek informowania pracowników będzie też zagrożeniem dla firm (trudno kontrolować sprawy tajemnicy handlowej, gdy nagle wszyscy mają dostęp do informacji). A jak wiemy, wzrost kosztu pracy i ogółem, wzrost ilości problemów, z jakimi borykać się musi pracodawca, prowadzi koniec końców do zwiększania się bezrobocia!
Projekt krytykują i eksperci prawni, i związki zawodowe, i pracodawcy. Czy pamiętają państwo, kiedy ostatni raz te trzy grupy były razem przeciw czemuś?! O czymś to świadczy. Ale co tam. Lewica nie pozwoliła odrzucić omawianej ustawy w pierwszym czytaniu ( za odrzuceniem były PO, PiS, PSL i LPR, a za przyjęciem SLD, SDPL. UP i Samoobrona), a dodatkowo zgłosiła jeszcze bardziej restrykcyjny projekt związkowy.
Często myślę – czy w naszym karju będzie kiedyś czas dla spokojnej pracy i racjonalnych działań? – i niekiedy myślę, że nie. Niekiedy.

Adam Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)