Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Co z tą Irlandią?

Redaktor admin on 20 Lipiec, 2005 dostępny w Felietony, Felietony Archiwum. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Dawno, dawno temu była sobie bardzo biedna wyspa. Przez lata, ba! przez całe wieki była biedna i ciągle pod cudzym panowaniem – angielskim. Wszystko, co złe, zdawało się zawsze przytrafiać jej mieszkańcom. Jeżeli zastanawiamy się, czy jakiś jeszcze kraj – poza naszym – miał silniejszych i wyjątkowo nieprzyjaznych sąsiadów, to patrząc na Irlandię musimy przyznać, że nie mięliśmy tak znowu najgorzej. Prześladowanie Irlandczyków w XIX wieku było, co najmniej równie uciążliwe, jak to mające miejsce w zaborze pruskim czy rosyjskim. “Rozbiór Irlandii” zaczął się jednak znacznie wcześniej, w 1172 roku, a skończył na początku XX wieku. W efekcie tak długoletniego poddaństwa, niewielu Irlandczyków mówi dziś po Irlandzku (to tak, jakbyśmy teraz w Polsce mówili w po niemiecku, albo po rosyjsku).
W połowie XIX wieku kraj nawiedziła jedna z kolejnych plag. Zaraza zabiła ponad milion mieszkańców zielonej wyspy. W czasie wielkiego głodu, kiedy w ciągu czterech lat umierały setki tysięcy Irlandczyków, Anglicy nie przestawali wywozić z wyspy zboża i innych produktów. Jedni głodowali, inni umierali, reszta wyjeżdżała opuszczając wyspę. Ostatecznie liczba mieszkańców spadła z ośmiu milionów do czterech. Dodajmy, że dzisiaj żyje w Irlandii nieco ponad 3,5 miliona ludzi. Nie ma w Europie drugiego kraju, który w 1840 roku miał ponad dwa razy więcej mieszkańców niż dzisiaj.
Kiedy wkrótce po I wojnie światowej, Irlandia odzyskała niepodległość, w wyniku zaciekłej wojny domowej, stała się wyspą jeszcze biedniejszą, niż miało to miejsce pod panowaniem angielskim. Lata zależności od Anglii zostawiły jej gospodarkę w katastrofalnym stanie. Tysiące Irlandczyków nadal wyjeżdżało więc za pracą do Wielkiej Brytanii, a przede wszystkim do Stanów Zjednoczonych. Także po II wojnie światowej, w której przecież Irlandia nie uczestniczyła, w kraju żyło się bardzo ciężko. Gospodarka rozwijała się niemal tak nędznie jak w Polsce za rządów Gomułki czy Gierka.
W końcu przyszedł rok 1973. Irlandia przystąpiła do Unii Europejskiej (noszącej jeszcze wtedy nazwę Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej). I co? I też nic! Sam bowiem fakt wstąpienia do Unii nie musi i nie kończy się wzrostem gospodarczym, zasobnością obywateli, szczęściem i radością. Nawet za darowane pieniądze tego wszystkiego nie można sobie kupić. Wszystko to, co dobre i korzystne, trzeba sobie samemu wypracować. Irlandia, tuż po przystąpieniu do EWG i owszem, zanotowała znaczący wzrost gospodarczy. Ale zaraz potem wpadła jednak znowu na lata w ekonomiczną stagnację. To powinno być przestrogą dla nas, dla Polaków i dla Polski. Niczego się bowiem nie dostaje na zawsze, a darowane pieniądze trwoni się znacznie łatwiej, niż wypracowane. Bez zmian strukturalnych i mentalnych, bez reform, nie uda nam się odnieść sukcesu i skutecznie ścigać europejskie i światowe potęgi gospodarcze! Irlandię, na właściwą drogę popchnęły więc dopiero reformy, które zaczęły się w latach osiemdziesiątych. Rozpoczęto liberalizować gospodarkę, uwalniać stosunki pracy, zmniejszać podatki, stawiać na nowoczesne technologie, ściągać kapital zagraniczny. W efekcie dzisiaj jest to kraj o 3% bezrobociu i naprawdę bardzo wysokim dochodzie na głowę mieszkańca. Do reform doszło jednak, jak zwykle to ma miejsce, dopiero, gdy w kraju zaczynało się robić na powrót “nie ciekawie”. Zatem gdy premier Tadeusz Mazowiecki mówi, iż Polska nie powinna ślepo naśladować drogi Irlandii (tylko szukać własnej), to trzeba przyznać mu rację. Po prostu, nie powinniśmy powtórzyć irlandzkich błędów, a skorzystać z najlepszych posunięć ich kolejnych rządów. To powinny być nasze cele. Nie da się ukryć, że Irlandia jest bardzo budującym przykładem kraju, który z naprawdę fatalnej sytuacji wydostał się dzięki znakomitym rozwiązaniom gospodarczym i przy wsparciu pozostałych członków Unii. Teraz jest na szczytach finansowych potęg. My, Polacy, powinniśmy się postarać, żeby uczynić z naszej drogi jeszcze wspanialszy przykład. A warto i można. Podobnie przecież swoją szansę wykorzystali Hiszpanie, dlaczego więc i nie my?!

Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)