Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Czerwony nos i czwarta władza

Redaktor admin on 20 Grudzień, 2003 dostępny w Felietony, Felietony Archiwum. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Nie trudno zauważyć, że od czasu ujawnienia przez media „afery paliwowej”, „afery medialnej, czyli sprawy Rywina”, „afery lekowej”, czy z kolei sprawy „afery starachowickiego przecieku”, zaufanie do polityków, administracji i organów ścigania systematycznie spada. Na to wszystko nakładały się mnożone przypadki niesłusznych aresztowań i oskarżeń przedsiębiorców z bodaj najgłośniejszą sprawą na czele, dotyczącą autora wspaniałego sukcesu gospodarczego Optimusa, prezesa Romana Kluski.
Wszystkie afery, łapówkarstwo i przestępstwa godne są najwyższego potępienia, lecz najgorsze są jednak te przypadki, w których mafijny świat przestępczy miesza się w sposób bezpośredni ze światem polityki. Nie można mówić, bowiem o sprawnym funkcjonowaniu państwa, którego najwyżsi urzędnicy dopuszczają się przekazywania przestępcom poufnych informacji.
Sukces, przygotowanej przez świętokrzyską policję, akcji w tzw. „sprawie starachowickiej” stał pod wielkim znakiem zapytania. Zamiast spodziewanego efektu w likwidacji zorganizowanej przestępczości mogło dojść do bezprecedensowej klapy, a być może i ofiar w ludziach. Czy można w jakikolwiek sposób usprawiedliwić tak zuchwałe partyjnictwo?! Bo wszak to jeden kolega, drugiemu koledze przekazał informację w sprawie innych, wspólnych kolegów. A wszyscy byli z tej samej partii. Sprawa ta jest kolejnym dowodem na to, że partyjne interesy, a przede wszystkim kumoterstwo, mogą stać ponad reputacją i praworządnością państwa. Powiązania świata politycznego z przestępczym są coraz bardziej widoczne. Jak zatem egzekwować przypadki nadużyć wśród niskich rangą urzędników, skoro na samym szczycie administracyjnej drabiny panuje samowola i bezsilność? Czy można dziwić się pojedynczym przypadkom łamania prawa przez funkcjonariuszy służby publicznej, skoro ich najwyżsi przełożeni dopuszczają się jawnej manipulacji?
Mówi się, że przykład idzie z góry. Obowiązkiem opozycji jest reagować na niepokojące sygnały o destabilizacji struktur i porządku państwa. Ale zdaniem premiera Millera zajmowanie się podobnymi sprawami na forum Sejmu jest stratą czasu i energii – tak przynajmniej premier skomentował listopadową debatę sejmowa na temat oceny działania szefa resortu spraw wewnętrznych i administracji. Trzeba jednak przyznać, że skoro posłowie poddają pod wątpliwość działania jednego ministra już po raz trzeci, nie można wobec takiego faktu przejść obojętnie. Zdaniem SLD, jest to zapewne przejaw złośliwości wobec rządzących. Z drugiej strony, upieranie się przy „swoim” jest z pewnością wyrazem złośliwości wobec obywateli. Brak odpowiedniego dystansu i obiektywizmu w sprawach tak ewidentnych jak te przedstawiane powyżej, rzuca cień na skuteczność działania ekipy rządzącej. Dodatkowo, jak na złość, media ujawniły jeszcze informację o przyznaniu wysokich premii pieniężnych dla zamieszanych w sprawę starachowicką funkcjonariuszy. Fakt ten zwraca uwagę swoim absolutnym irracjonalizmem. Oto funkcjonariusz, zwalniany za niedopełnienie obowiązków służbowych otrzymuje z rąk tego samego Ministra, który wręczył mu wymówienie, nagrodę. Jak to możliwe? Posłowie SLD chórem odpowiedzieli, że podobne praktyki są powszechne w wielkich koncernach, które odprawiając pracownika pragną zapewnić mu należyte zabezpieczenie finansowe. Zgadzam się, takie praktyki w firmach prywatnych nie są zaskoczeniem. Trudno jednak stawiać znak równości pomiędzy ministerstwem, utrzymywanym z pieniędzy podatników, a niezależnym prywatnym przedsiębiorstwem. A przede wszystkim, czym innym jest przecież instytucja odprawy, a czym innym, premie i nagrody. Można, zatem wysnuć kolejny wniosek, że publiczne pieniądze wypływają strumieniami w majestacie prawa, a ich odbiorcami po raz kolejny są partyjni protegowani.
Strukturę tak funkcjonującej administracji można porównać do szwajcarskiego sera, z każdej strony, na wylot dziurawego. Wszystko to prowokuje do zastanowienia, czy wolno nam tolerować podobne praktyki. Przymykanie oczu na łamanie prawa i zasad wzajemnego współżycia jest cichym przyzwoleniem dla pogłębiania się patologii. Jak widać, wartością dla władzy najwyższą jest czubek jej własnego nosa, bo przecież, jak niektórzy przedstawiciele władzy twierdzą, nic złego się nie stało. Z doświadczenia jednak wszyscy wiemy, że jak nos się zanadto czerwieni, to jest to pewny zwiastun poważnej choroby. A nos się czerwieni, gdyż nie ucichła jeszcze afera starachowicka, a już wybuchła podobna w Ministerstwie Obrony Narodowej. I w tym przypadku osoby podejrzane o korupcję były wcześniej nagradzane, a nawet awansowane służbowo, jeszcze tuż przed aresztowaniami. Niestety, na tym nie koniec. Śledztwo w sprawie korupcji w wojsku jeszcze trwa, a media już doniosły o kolejnej aferze. Tym razem chodzi o „jednorękich bandytów”, czyli o automaty do gier losowych. I w tym przypadku sprawę na światło dzienne wyniosły media. Aż strach by było pomyśleć, co mogłaby się dziać w naszym kraju, gdyby nie czwarta władza – media. Niestety, jednak sama taka konstatacja nie wystarczy, by zlikwidować zło. Czas więc chyba, rząd odsunąć od rządzenia, sejm od radzenia i władzę oddać w lepsze ręce, by zacząć wielkie sprzątanie – Rzeczypospolitej naprawianie.

Adam Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)