Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Dzień, od którego pracujemy dla siebie

Redaktor admin on 14 Czerwiec, 2009 dostępny w Felietony, Felietony 2009 rok. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Dzień wolności podatkowej, obchodzony w zeszłym tygodniu, przedstawiany jest jako symboliczna data, od której przestajemy pracować na podatki, a zaczynamy pracować dla siebie. Co roku obliczany przez Centrum im. Adama Smitha, podawany niemalże we wszystkich mediach, sprawia, że intensywniej zaczynamy się zastanawiać nad skalą ciążących na nas obowiązków podatkowych. Tu jednak należą się słowa wyjaśnienia. Dzień wolności podatkowej nie ma nic wspólnego z wysokością podatków jakie musimy wszyscy płacić. Nie jest ustalany, jakby się mogło wydawać, poprzez obliczenie stosunku podatków, składek ZUS i innych obciążeń budżetowych do dochodu obywatela. Obliczając dzień wolności podatkowej Centrum im. Adama Smitha uwzględnia stosunek wydatków budżetowych do PKB, dodatkowo biorąc przy tym pod uwagę transfery środków do otwartych funduszy emerytalnych. Trzeba także podkreślić, że analizuje się nie kwoty rzeczywiste, lecz kwoty zawarte w założeniach budżetowych Ministerstwa Finansów.
Za podstawowy cel corocznego wyznaczania tej daty ma służyć zapewne chęć temperowania zapędów rządu w zwiększaniu puli wydatków budżetowych. Według Centrum, w tym roku nastąpiła symboliczna poprawa. “W zeszłym roku dzień wolności podatkowej wypadał co prawda również 14 czerwca, ale mieliśmy do czynienia z rokiem przestępnym o większej ilości dni. Postęp ten jest efektem przyjęcia w ustawie budżetowej formalnie większego wzrostu PKB” – oceniło Centrum. Specjaliści z Centrum jednak słusznie zauważyli, że sytuacja może się zmienić na skutek spodziewanej nowelizacji budżetu, w której zapewnie zostanie zwiększony poziom deficytu budżetowego.
Od początku walki z kryzysem światowym polski rząd przyjął odmienną od wielu krajów strategię walki z jego przezwyciężeniem. Zamiast lawinowo zwiększać deficyt budżetowy, jak to radziła chociażby największa partia opozycyjna czy część ekonomistów, rząd zaczął szukać oszczędności rozumiejąc, że w trudnych czasach każda złotówka musi być wydawana z rozwagą. Dziś wiemy, że to rząd miał rację, bo Polska pozostaje wyspą wzrostu gospodarczego na ogólnoeuropejskim morzu recesji. Sztandarowym przykładem na bezcelowość gwałtownego zwiększania wydatków publicznych są Stany Zjednoczone, gdzie pomimo bilionów dolarów wpompowanych w gospodarkę ta ani drgnęła.
Ostrożne działania rządu w kwestii zwiększania wydatków publicznych miały uzasadnienie także w nieprzewidywalności rozwoju wypadków. Spodziewana nowelizacja to właśnie nic innego jak ich pokłosie. Zmniejszenie wpływów do kasy państwa sprawia, że na nowo trzeba przemyśleć główne założenia makroekonomiczne. Pomimo, że Platforma Obywatelska nadal za główny cel stawia sobie obniżkę obciążeń podatkowych, to w tej kwestii pozostajemy zakładnikami kryzysu. Populizmem byłoby utrzymywanie, że bez pozytywnego rozwoju wydarzeń na rynkach światowych można myśleć o radykalnym cięciu podatków.
Piętnaście lat temu, dzień ten obchodzony był 1 lipca, więc przez ten czas nastąpiła zauważalna poprawa. Wszyscy życzylibyśmy sobie, aby dzień wolności podatkowej wypadał możliwie najwcześniej. Skorzystałaby na tym znacząco cała gospodarka, w tym także zwykli Polacy, którym zostałoby więcej środków na wydatki i tym samym pobudzanie popytu. Jeśli potwierdzą się scenariusze przewidujące odbicie się światowej gospodarki od dna, to możemy być pewni, że w kolejnych latach obecny rząd dołoży starań, ażeby ten symboliczny dzień obchodzony był coraz wcześniej.

Adam Szejnfeld

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)