Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Jak cię widzą, tak cię szanują

Redaktor admin on 19 Listopad, 2012 dostępny w Felietony. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

W ostatnich dniach nie ma dla Polski nic ważniejszego niż unijne negocjacje nad wieloletnimi ramami finansowymi w latach 2014-2020. Cały więc mechanizm polskiej dyplomacji działa na najwyższych obrotach, po to, aby Polska otrzymała jak najwięcej środków, zwłaszcza w ramach polityki spójności. Trzeba w tym kontekście pamiętać, biorąc pod uwagę także szalejący w krajach Europy Zachodniej kryzys, iż wbrew nieodpowiedzialnej retoryce opozycji, Polsce należy się tylko tyle, ile zechcą sobie odebrać i nam dać najbogatsze państwa. Prezentowana więc postawa opozycji podobna jest trochę do takiej, w której do naszych drzwi zapukałby sąsiad i powiedział „Widzę, że masz więcej ode mnie, usiądźmy więc i ustalmy, ile mi z twoich pieniędzy oddasz. A dlaczego? Bo mi się należy!”. No, więc trzeba sobie szczerze powiedzieć, że tu nikomu nic się nie należy poza tym, co może dostać. Żadne  „bo tak chcę” nie ma znaczenia. Potrzeba długotrwałych i cierpliwych negocjacji oraz umiejętności budowania na swoją rzecz skomplikowanych sojuszy i układów, by osiągnąć korzystny efekt.

Jeśli polski rząd wygra podczas tych negocjacji dla nas założone wcześniej kwoty, to będzie to duży sukces, na rzecz którego lobbujemy od miesięcy wśród liderów państw UE. Wieszczenie więc już dzisiaj z góry totalnej przegranej, jeśli nie dostaniemy 500 czy może i jeszcze więcej miliardów, jest albo wyrazem nieświadomego i kompletnego oderwania od rzeczywistości, albo świadomą probą robienia ludziom wody z mózgu.

Obraz Polski za granicą to jeden z podstawowych elementów sukcesu ostatnich lat. Budujemy wizerunek solidnego partnera, który choć twardo broni swoich interesów, to potrafi się dogadywać w najważniejszych sprawach nawet z najtrudniejszymi partnerami. Doś tu wspomnieć choćby ostatni efekt negocjacji z Rosjanami w sprawie cen gazu. W stosunkach zagranicznych skończyliśmy wreszcie z rolą ofiary, nieprzerwanie odwołującej się do swojej martyrologii i szukającej litości, a przyjęliśmy rolę silnego oraz aktywnego uczestnika politycznej gry na arenie międzynarodowej. Z takim kontrahentem czy partnerem warto mieć dobre stosunki, gdyż liczy się gospodarczo. O naszej sile, również tej ekonomicznej, świadczą dane i rankingi, na przykład w statystykach Międzynarodowego Funduszu Walutowego wyprzedziliśmy już takie siły gospodarcze, jak Belgia, Szwecja czy nawet Holandia.

Ta pozycja na arenie międzynarodowej nie jest jednak dana raz na zawsze. W dzisiejszych czasach nikt nie kieruje się sentymentami i jeśli choć na chwilę zerwiemy z wizerunkiem odpowiedzialnego partnera, to naszego zdania nikt już nie będzie chciał słuchać, a ważne sprawy zaczną być załatwiane ponad naszymi głowami. Z nadąsanymi pieniaczami interesów bowiem się nie robi, ich co najwyżej się toleruje, i to tylko do czasu.

Niestety, nam samym często brakuje dystansu zarówno do wydarzeń w kraju jak i tych mających miejsce za granicą. Dlatego dobrze jest wsłuchiwać się w głosy ludzi Polsce życzliwych, ludzi, którzy autorytetem cieszą się w wielu stolicach świata. Jedną z takich ikon na arenie międzynarodowej jest profesor Zbigniew Brzeziński. Ten wybitny naukowiec i strateg był w latach 1977-1981 bezpośrednim doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego USA ówczesnego prezydenta Jimmego Cartera, a nie jest tajemnicą, że utrzymuje kontakty również z administracją obecnego prezydenta Baracka Obamy.

Jeszcze do niedawna jego autorytet nie był kwestionowany przez żadną z największych polskich partii politycznych. Ta sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy Zbigniew Brzeziński, w ostrych słowach skrytykował polityków wierzących, że w Smoleńsku doszło do zamachu i rozpaczliwie szukających dowodów na poparcie tych teorii. Nie tylko stwierdził, że mogą mieć problemy ze zdrowiem psychicznym, ale zasugerował coś bardziej interesującego, a mianowicie, że takie działania, podgrzewające atmosferę i dzielące naród, są na rękę Rosji.

Opinii Brzezińskiego powinniśmy wysłuchać z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że dzięki jego wypowiedzi wiemy, iż opary smoleńskich absurdów są coraz bardziej widoczne za granicami naszego kraju, a po drugie dlatego, że to ważny sygnał, iż teorie o zamachu mogą służyć do celów sprzecznych z polską racją stanu. Na Zachodzie nie ma ani jednego państwa, które gotowe byłoby wesprzeć fantazje autorstwa kilku zgorzkniałych ludzi, którym przeczą wszystkie zebrane fakty i dowody. Gdyby ludzie je wyznający (z braku dowodów nie na darmo mówi się o religii smoleńskiej) zdobyli władzę, mogłoby to oznaczać koniec polityki zagranicznej, jaką znamy. Przypuszczalnie mało kto miałby ochotę budować zażyłe relacje z nieprzewidywalnym partnerem, który lada chwila może ogłosić, że samolot nad Smoleńskiem wysadzili w powietrze Rosjanie przy pomocy sztucznej mgły lub bomby helowej, stawiając tym samym nie tylko Polskę, i nie tylko Europę, ale i wszystkie państwa NATO na krawędzi konfliktu zbrojnego.

Politycy, o których wspominam, mówią często, że pieniądze, rozwój, przedsiębiorczość, rynek pracy, gospodarka to nie wszystko, że prawda jest najważniejsza, ale sami opierają się wyłącznie na nieprawdach i zwykłych konfabulacjach. I nie są one już nieszkodliwe. Coraz więcej w nich twardych oskarżeń i radykalnych żądań. Wzbudzają więc niepokój i konsternację u naszych zagranicznych partnerów. Ten niepokój nasz rząd stara się rozładowywać, ale strategia tłumaczenia erupcji coraz bardziej radykalnych oskarżeń polskiej opozycji cyniczną grą tylko niektórych polityków, przestaje wystarczać. Wypowiedź profesora Brzezińskiego dowodzi, że nieodpowiedzialne stanowiska coraz częściej przyciągają uwagę opinii publicznej na Zachodzie. I nie jest to ten rodzaj uwagi, na jakim nam zależy. Co gorsze, dla naszego wizerunku, państwa stabilnego i wiarygodnego, także ekonomicznie i gospodarczo, jest to śmiertelnie niebezpieczne. Zmiany bowiem w odbiorze wiarygodności kraju w sposób zasadniczy i peny przekładają się na zaufanie do jego gospodarki. Tu natomiast każda zmiana na niekorzyść mogłaby się odbić negatywnie na polskich przedsiębiorcach, także tych małych i średnich. Skutek oczywisty zobaczylibyśmy również na rynku pracy i to szybko. W interesie więc już nie tylko politycznym i dyplomatycznym, ale i gospodarczym jest to, by Smoleńsk nie przykrywał naszych prawdziwych problemów i wyzwań – nowej perspektywy finansowej, walki ze skutkami europejskiego kryzysu, wzmacniania rozwoju infrastruktury, konieczności wspierania polskich firm, ograniczania bezrobocia, szczególnie wśród młodych, deregulacji oraz wielu innych ważnych wyzwań.

Adam Szejnfeld

Poseł na Sejm RP

www.szejnfeld.pl

www.kobiecastronazycia.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)