Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Kobiety na traktory!

Redaktor admin on 9 Marzec, 2011 dostępny w Felietony. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

“Przyjmę recepcjonistkę, wiek do 35 lat”. Któż z nas nie spotkał się z podobnym ogłoszeniem w prasie bądź Internecie? Wiadomo, skoro szukamy pracownika do recepcji, czy w sekretariacie firmy, to najlepiej, by była to kobieta. Ale gdy mowa jest o kierowniku, dyrektorze, prezesie…., o, to już w zasadzie rozglądamy się wyłącznie za mężczyzną. Takie myślenie wciąż pokutuje w wielu polskich firmach. Według bowiem wytartego schematu kobiety nadają się głównie do możliwie prostych czynności, wymagających sumienności, ale już nie ambicji czy umiejętności zarządzania. Ponadto, przyjemniej jest, gdy w sekretariacie wita nas zgrabna figura i uśmiechnięta twarz, niż facet w czarnym garniturze i brzydkim krawacie. Niestety, ten stereotyp pozbawia w Polsce wielu kobiet szans na karierę, na sukces, na samorealizację. Najbardziej jednak szkodzi samym firmom, bo często tracą z tego powodu możliwości lepszego rozwoju.  

Niewiele lepiej jest w polskiej polityce, gdzie mężczyźni wciąż stanowią przytłaczającą większość. Tu jednak zachodzą pozytywne zmiany. Od paru lat trwa kampania mająca zachęcić panie do szerszego uczestnictwa w życiu politycznym. Na dodatek w grudniu Sejm jednogłośnie przyjął w kodeks wyborczy, który przewiduje, że nie mniej niż 35 proc. kobiet i nie mniej niż 35 proc. mężczyzn musi znaleźć się na listach wyborczych. Inaczej nie zostaną zarejestrowane przez Państwową Komisję Wyborczą. Niektórzy idą nawet jeszcze dalej. Na przykład Platforma Obywatelska postanowiła, że na jej listach w pierwszej trójce musi się znaleźć, co najmniej jedna kobieta, a w pierwszej piątce, co najmniej dwie kobiety. Fala więc inicjatyw, zachęt i ułatwień, by zwiększyć aktywności kobiet w polityce wzbiera. To jednak powoduje, że powstają pomysły na kolejne prawne rozwiązania i to nie tylko mające zastosowanie w polityce, ale na przykład w biznesie.

Nie ma wątpliwości, że również dla polskiej gospodarki ważne jest, by w pełni wykorzystać wspaniały potencjał kobiet. Statystycznie są one bowiem lepiej wyedukowane i łatwiej przyswajają nowe umiejętności. Badania wykazują również, że firmy, w których kobiety piastują stanowiska menedżerskie, lepiej radzą sobie finansowo. Słychać nawet głosy, że likwidacja dyskryminacji kobiet w zatrudnieniu w państwach członkowskich UE mogłaby zaowocować wzrostem PKB od 15 do 45 procent i stać się prostą receptą na kryzys gospodarczy. Nie oceniając tych danych i nie wchodząc w szczegółową polemikę, należy przyznać rację. Coś jest na rzeczy. Ale czy to oznacza, że w tak delikatną i wrażliwą materię, jaką jest przedsiębiorczość, można i należałoby ingerować prawnym przymusem? Nakazami, zakazami i katalogiem kar?….

Biznes wciąż boi się kobiet. W Unii Europejskiej stanowią one tylko 10 proc. członków zarządów firm oraz zaledwie 3 proc. prezesów. W Polsce dysproporcje są podobne. Zmiany tych tendencji następują tak powoli, że osiągnięcie równości płci w zarządach przedsiębiorstw potrwa kolejne półwiecze, bo odsetek kobiet wśród członków zarządu firm w UE wzrasta zaledwie o pół punktu procentowego rocznie. Nasuwa się więc pytanie – czy można firmy zmusić do przyjęcia korzystnych rozwiązań w zakresie zwiększenia szans kobiet?

Niektóre kraje już zdecydowały o wprowadzeniu przepisów promujących kobiety na kierowniczych stanowiskach. Norwegia  w 2003 r. ustanowiła parytet 40 proc. kobiet w zarządach firm. Niedawno także parlament francuski zdecydował, że co najmniej 40 proc. miejsc w zarządach spółek ma zajmować płeć piękna. Ten warunek mają spełnić firmy notowane na giełdzie lub zatrudniające, co najmniej 500 pracowników. Rozwojowi wydarzeń bacznie przygląda się Komisja Europejska i wiele krajowych rządów, które planują serię spotkań z prezesami największych europejskich spółek notowanych na giełdzie. Chcą omówić propozycje inicjatyw samoregulacyjnych mających sprawić, że więcej kobiet znajdzie się na najwyższym szczeblu decyzyjnym.

Jeśli sytuacja w biznesie w omawianym zakresie się nie zmieni, istnieje prawdopodobieństwo wprowadzenia przepisów przewidujący konsekwencje za brak odpowiedniej ilości kobiet na najwyższych stanowiskach kierowniczych. Taki pomysł kusi wielu polityków, bo bez specjalnego wysiłku i w błyskawicznym tempie rozwiązywałby kwestię równouprawnienia. Skoro metoda odgórnego wprowadzania parytetów działa w życiu politycznym, to dlaczego nie spróbować jej narzucić także firmom?

Sektor prywatny jednak, to nie to samo co polityka. Przecież pomimo parytetów na listach wyborczych, wciąż obywatele samodzielnie decydują, czy chcą, by ich reprezentantem była parlamentarzystka czy parlamentarzysta. Mało tego, wszelkie ułatwienia dotyczą jedynie wyborów proporcjonalnych, a więc w Polsce do Sejmu, a nie większościowych, które obowiązują u nas do Senatu. Mogliśmy bowiem wprowadzić przymus parytetów, czy kwot na listach – straszenie nie lubię tych określeń, w których ginie gdzieś człowiek – ale nie można w wolnym społeczeństwie ludzi zmuszać siłą przepisów do głosowania na kobiety, a nie na mężczyzn. Wrócilibyśmy bowiem w prosty sposób do czasów PRL-u, kiedy to Komitet Centralny jedynie słusznej partii określał ilu będzie w śród posłów mężczyzn, ile kobiet, ilu robotników, ilu chłopów a ilu lekarzy, czy nauczycieli. „Kobiety na traktory”, to hasło też pamiętamy i nie sądzę, abyśmy chcieli takimi metodami sadzać kobiety za dyrektorskimi biurkami, jak kiedyś próbowano sadzać kobiety za kierownicą kombajnów, czy autobusów. Trzeba jednocześnie pamiętać, iż w polityce wybrane osoby, bez względu na płeć, stają się częścią kolegialnego ciała, jakim jest izba wyższa, czy niższa, a w związku z tym nie podejmują jednoosobowo rozstrzygnięć pociągających za sobą osobistą odpowiedzialność. Zupełnie inaczej sprawa się przedstawia w przedsiębiorstwie. Tu menadżer firmy decyduje i odpowiada. Jak w takim razie mógłby pochodzić nie z klucza wiedzy, doświadczenia i kompetencji, lecz z klucza płci? Czy odpowiedzialność służbowa, korporacyjna, majątkowa, w końcu odpowiedzialność karna miałyby być także zróżnicowane pod względem tego, w jakim trybie powołano menadżera i jakiej on jest płci?

Moją dość oczywistą wątpliwość budzi kwestia ingerowania przez państwo w zarządzanie prywatnymi firmami. Jeżeli są to spółki, to o ich kierownictwie powinni decydować udziałowcy, czy akcjonariusze, a nie przepisy prawa. Decydować powinna rada nadzorcza, a nie państwo. Tak jak w firmach innego typu właściciel decyduje, czy będzie swoim przedsiębiorstwem zarządzał samodzielnie, czy też wynajmie sobie to tego fachowca. On też musi mieć prawo rozstrzygania, jakie kryteria kompetencji kandydat na szefa jego firmy ma spełniać. Wszak chodzi o prywatną własność i prywatną działalność na prywatną odpowiedzialność. Co do tego ma mieć państwo? Zwolennicy przepisów wymuszających zwiększenie procentowego udziału kobiet w zarządach firm często podnoszą argument skuteczniejszej walki z kryzysem, ale doświadczenie pokazuje, że podobne eksperymenty często przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego. Wszelkie regulacje, tak uciążliwe zwłaszcza w Polsce, należy ograniczać, a nie mnożyć. Nakładanie kolejnych pęt na przedsiębiorstwa, to stąpanie po bardzo cienkim lodzie, mogące w efekcie przynieść nie wzrost, a spadek tempa rozwoju gospodarczego.

W Polsce, ale i w Europie, znaczenie kobiet w życiu politycznym i gospodarczym wzrasta za wolno i zupełnie nieadekwatnie do ich wykształcenia oraz umiejętności. To prawda i z tym nie polemizuję. Dlatego od dawna powtarzam, jak wiele tracimy powierzając najwyższe stanowiska najczęściej mężczyznom. To marnotrawstwo cennych zasobów. Nie mam jednak wątpliwości, że w kwestii prawnego uregulowania pozycji kobiet w zarządach największych przedsiębiorstw działać trzeba z największą ostrożnością. Zresztą, jeśli tak dobrze na rozwój i kondycję firm wpływałby udział w ich kierownictwie kobiet, to dlaczego ograniczać tak „dobre” rozwiązania jedynie do spółek giełdowych? Dlaczego takie przepisy nie miałyby dotyczyć wszystkich spółek prawa handlowego, a nawet  wszystkich przedsiębiorstw?

Gospodarka to wrażliwy organizm i niewiele potrzeba by mu zaszkodzić. Obciążenia administracyjne firm w Polsce wciąż są zbyt wysokie i nie ma potrzeby wprowadzać nowych, nawet w imię niewątpliwie słusznych idei. Wierzę zresztą, że oświata, edukacja, rozwój cywilizacyjny społeczeństw, w końcu też moda, da swój dobry efekt bez systemu przymusu. Pamiętam na przykład, jak kiedyś w przyjęciach na studia niektórych kierunków ustanawiano parytety, by więcej kobiet kształciło się w danym zawodzie. Dzisiaj w tych samych zawodach sytuacja potrafi wyglądać diametralnie odwrotnie i przytłaczającą większość w nich stanowią kobiety. Nikomu jednak nie przychodzi do głowy wprowadzanie parytetów ochronnych dla mężczyzn. Zmieniała się moda, zmienił się stosunek kobiet i mężczyzn do danego zawodu i to dało efekty, a nie parytety. Naturalna ewolucja, wzrost świadomości społecznej, zmiana wrażliwości publicznej…. Czy w tym jest coś złego?

Edukacja społeczna, rozpowszechnianie mody na kobiety, cierpliwe promowanie idei równouprawnienia obu płci w dostępie do najwyższych stanowisk kierowniczych przyniesie moim zdaniem lepsze i trwalsze owoce. Widać to już bowiem dzisiaj. Jestem przekonany, że w polityce jak i w biznesie następne dziesięciolecie będzie należało do kobiet. I to bez przymusu!

Adam Szejnfeld

Poseł na Sejm RP

www.szejnfeld.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)