Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Otwarte niebo

Redaktor admin on 3 Sierpień, 2003 dostępny w Felietony, Felietony Archiwum. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Nie dalej jak kilka tygodni temu Polskie Linie Lotnicze LOT podały oficjalnie wynik finansowy za miniony rok 2002. Ku zaskoczeniu ekspertów, analityków i obserwatorów rynku popyt związany z komunikacją lotniczą ma tendencje wzrostową. Taki stan rzeczy niezaprzeczalnie zadowala. Pytanie tylko czy zadowolenie ekspertów, analityków i obserwatorów rynku ma jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości. Upraszczając, czy lepsza kondycja naszego narodowego przewoźnika jest odczuwalna przez jego klientów. Wydaje się oczywiste, że klient (w tym wypadku linii lotniczych) jest podstawowym ogniwem w procesie rozwoju firmy i rynku – to jego interesem powinien kierować się przewoźnik.
Na całym świecie wzrasta popularność tanich linii lotniczych. Koszty ich działalności są kilkakrotnie niższe od tradycyjnych lotów. Dla przykładu: koszt lotu pomiędzy Berlinem a Mediolanem waha się od kilkunastu do kilkudziesięciu Euro. Powodem tak niskich cen jest przede wszystkim liberalne podejście do rynku. Europejczycy już dawno zrozumieli, że konkurencja jest jedynym sposobem na polepszenie standardu i ceny. Nasi sąsiedzi, Czesi dokonali prostej kalkulacji i już od roku mogą podróżować po europie nawet za 20 Euro. Dlaczego w Polsce jest to niemożliwe? Odpowiedź jest prosta. Nie wolno Polakom podróżować za „złotówkę”. Należy bowiem chronić narodowego przewoźnika czyli Polskie Linie Lotnicze LOT, które od lat przynosząc straty wreszcie odnotowały zysk. Niestety, nijak nie przekłada się to na jakość oferowanych usług. Ale to żaden powód, by na przykład wybrać innego przewoźnika na liniach krajowych. Dlaczego? Bo ich nie ma, nie może być. Jaki jest skutek? Samoloty latają niepunktualnie, często spóźnienia są wielogodzinne, albo połączenie jest odwoływanie. Klientom nie oferuje się realnych rekompensat lub racjonalnej pomocy. Godziny lotów nie spełniają oczekiwań, a ich ceny mają się nijak do cen innych środków lokomocji.
Irlandzkie (tanie) linie lotnicze „Ryanair” przewiozły w roku 2002 ponad 11 mln pasażerów (korzystając z floty 46 samolotów). Dla porównania PLL Lot przewiózł 3,2 mln pasażerów (przy flocie 50 samolotów). Nie ma co ukrywać, dzisiaj tak w podróży służbowej jak i prywatnej chcemy jak najszybciej i najtaniej dotrzeć do celu. To cena i czas więc, a nie komfort ma zasadnicze znaczenie. Wszak większość lotów, na przykład po Europie, to kwestia spędzenie 1,5 – 3 godzin w fotelu. Często dłużej podróżujemy w mało wygodnym autobusie, pociągu, czy nawet samochodzie. Tak więc cena jest tu priorytetem. Niestety, niskie ceny w na pokładach LOT-u to na razie mrzonka. Przynajmniej tak długo, jak długo nie wejdzie w życie porozumienie “Otwarte niebo”.
„Otwarte niebo” sprzyja rozwojowi gospodarczemu makro i mikro regionów. Połączenia lotnicze jako alternatywa dla transportu drogowego są szansą dla poprawy warunków podróżowania i wymiany towarowej. Oczywiste jest, że sprawna komunikacja jest jednym z podstawowych atutów w poszukiwaniu potencjalnych inwestorów. Niestety, oficjalne stanowisko rządu w sprawie „Otwartego nieba” brzmi: rok 2004. Dlaczego tak późno? Już niebawem może okazać się, że tak jak w przypadku obniżki stawki akcyzy na alkohol „Otwarte niebo” sprzyjać będzie rozwojowi rynku i wzrostowi popytu na usługi linii lotniczych. Całe nasze doświadczenie uczy, ze ochronna rynku zawsze odbywa się kosztem klienta. Zasada ta działa bez względu na to czego dotyczy – produkcji, czy usług. W tym przypadku, komunikacji lotniczej, jest identycznie. Może narodowemu przewoźnikowi potrzebna jest ochrona i ograniczenie konkurencji, ale w swoim efekcie płaci za to konsument. A wiemy przecież także i to, że chronione gałęzie gospodarki z czasem stają się podatne na gospodarcze „choroby”. Gdy trzeba natomiast zastosować “leczenie”, to mamy do czynienia z dodatkowymi kosztami.
Z niecierpliwością czkamy więc kiedy wreszcie będziemy mogli za 20 Euro polecieć z Poznania, czy Warszawy, na przykład do Mediolanu, albo Amsterdamu. Nie widzę bowiem potrzeby, by za bilet płacić często dziesięć razy drożej niż w innych liniach. Ale cóż, z naszymi tanimi podróżami musimy poczekać jeszcze kilkanaście miesięcy. “Otwarte niebo” może i nam, jak innym krajom Europy, otworzyć niebo dla tanich przewoźników. I oby.

Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej
Szejnfeld@wp.pl

http://szejnfeld.sejm.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)