Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Pół żartem, pół serio…

Redaktor admin on 3 Grudzień, 2006 dostępny w Felietony, Felietony Archiwum. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Lubimy tylko te piosenki, które znamy… Wybierzesz nowy przebój grupy Emigranci, czy raczej zanucisz starą piosenkę Maryli Rodowicz? Większość z państwa zagłosuje za drugą odpowiedzią.

Na telewizyjnych forach internetowych od paru tygodni toczyła się zażarta dyskusja na temat świątecznego programu telewizyjnego. Co chciałbym zobaczyć? Jaki film zostanie powtórzony po raz n-ty? Kto powinien być wyautowany? Dyskutanci wybrali serię z Kevinem jako najbardziej prawdopodobny filmowy repertuar świąteczny. Kevin – choć sam zostawał w domu – nie opuszczał nas przez wiele lat. Był pewniakiem bożonarodzeniowym, albo wielkanocnym. I tu zaskoczenie. Kevin nas porzucił! Pozostawił zasmucone polskie dzieci telewizyjne, które nie wiedziały, jak spędzić święta. Błąkały się, biedne, po rodzinnych spotkaniach. Musiały rozmawiać z dziadkami, rodzicami, a nawet rodzeństwem. Ich oczy traciły bezmyślne spojrzenie. To był ten dobry efekt kiepskiego programu telewizyjnego.

Rodzinne spotkanie, imieniny czy urodziny, a może rocznica ślubu. W kącie gra telewizor. Początkowo pani domu dyskretnie rzuca okiem na ekran, od czasu do czasu podglądając, co się dzieje z rodziną Mostowiaków („M jak miłość”). Za chwilę cichnie rozmowa i wszyscy patrzą komentując, co bohaterowie tasiemca robią. Odcinek się kończy, można wrócić do rzeczywistości. Ale wtedy okazuje się, że już czas do domu, że jutro praca, że jeszcze trzeba pranie zrobić lub napisać tekst wystąpienia. Tak niestety wygląda najczęściej typowa biesiada rodzinna. Dlaczego telewizor stoi w centralnym punkcie pokoju? Po co zajmuje tyle miejsca? Kogo zastępuje?…

Zdarzył się jednak telewizyjny cud. Po wielu latach telewizja publiczna powtórzyła słynną genialną komedię Billy’ego Wildera (urodzonego na ziemiach polskich!) „Pół żartem, pół serio”. Znów z zachwytem patrzyłem na Jacka Lemmona, ale przede wszystkim na boską Marilyn Monero. Czy dziś byłaby uznana za piękność? Czy dziś byłaby gwiazdą na miarę naszych czasów? Na czym polega jej tajemnica? Stwierdzenie „Nie jestem kobietą!”. I odpowiedź „Nikt nie jest doskonały” – to dla mnie jeden z najciekawszych dialogów filmowych. Na szczęście wypowiedziany pół żartem, pół serio.

No tak, czy dałoby się żyć w święta (i poza nimi) bez telewizji?!…

Adam Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej
www.szejnfeld.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)