Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Polska jest jedna

Redaktor admin on 30 Maj, 2011 dostępny w Felietony. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Zeszły tydzień, choć upłynął pod znakiem wizyty prezydenta Obamy w Polsce, obfitował także w inne wydarzenia. W piątek, 27 maja obchodzony był dzień samorządu terytorialnego, czyli święto narodowe ustanowione ku upamiętnieniu pierwszych wyborów samorządowych z 27 maja 1990 r. Warto propagować to święto, bo dzisiejsza pozycja i niezależność „małych ojczyzn”, jak niekiedy nazywa się samorząd terytorialny, to jedno z największych osiągnięć okresu transformacji.

Obecny rząd od początku wspierał samorządy i wciąż broni je przed zakusami ponownej centralizacji, jakie przejawia niemała część opozycji. W trakcie ostatnich czterech lat lokalnym władzom przekazywano coraz więcej kompetencji. Na naszych oczach samorząd rósł w siłę, głównie dzięki samym samorządowcom, którzy potrafią kompetentnie zarządzać finansami. Budowane i rozbudowywane były drogi, sieci kanalizacyjne, szpitale, przychodnie, szkoły i przedszkola. W momencie, w którym do Polski popłynął strumień pieniędzy z Unii Europejskiej, samorządy dostały możliwość inwestowania na niespotykaną dotychczas skalę w obszarach, na które wcześniej nie było środków. Było to szczególnie możliwe wtedy, gdy do samorządowych planów i projektów dokładało się państwo, np. jak „orliki”, czy „Schetynów”.

Jednak nie zawsze samorządy przeznaczały pieniądze na inwestycje, które faktycznie poprawiały komfort życia mieszkańców. Niekiedy poparcie w wyborach kupowały sobie obiecując budowę drogich i niepraktycznych obiektów, których utrzymanie kosztuje i w przyszłości kosztować będzie fortunę. Innym, prostszym i mniej rzucającym się w oczy sposobem na zdobywanie lokalnego poparcia było zwiększanie zatrudnienia w instytucjach od samorządu zależnych. W efekcie w niektórych samorządach terytorialnych wyrosła armia urzędników i koszty jej utrzymania. Zwłaszcza, iż gdy w administracji rządowej pensje urzędników są zamrożone już trzeci rok z rzędu, to w administracji samorządowej rosną i to szybciej niż w całej gospodarce. Mamy wiec w samorządzie wspaniałe, wielkie sukcesy, ale i sprawy, z którymi należy sobie w przyszłości poradzić.

Redukcja zadłużenia państwa to dla obecnego rządu absolutny priorytet, bo tylko dzięki temu unikniemy kłopotów, jakie spotkały Grecję, Portugalię, Hiszpanię, czy Irlandię. Temu celowi służyły działania podejmowane w ostatnich miesiącach chociażby w sektorze OFE. W obawie o to, by dług publiczny nie przekroczył granicy 55 proc. PKB rząd, m.in. ograniczył wydatki budżetu tak, że z roku na rok nie mogły rosnąć więcej niż o 1 pkt proc. ponad inflację. Wprowadziliśmy bowiem tzw. regułę wydatkową, która ma dyscyplinować administrację rządową. Kilka miesięcy temu minister finansów uznał, że nie ma powodu, by takiego samego ograniczenia nie nałożyć na wydatki samorządów. W efekcie proponuje stopniowe ograniczanie możliwości zadłużania się samorządów tak, by ich deficyt w 2012 r. nie mógł przekraczać 4 proc. dochodów, a w 2015 już tylko 1 proc. dochodów.

Samorządowcy często tłumaczą, że rosnąca góra długów, to efekt przede wszystkim współfinansowania inwestycji unijnych, ale analizy nie to potwierdzają. Większość wydatków pochłania właśnie administracja. Rząd chce, abyśmy wspólnie z samorządowcami ustalili rozsądną granicę, powyżej której dług staje się problemem dla wsi, gminy czy powiatu. Za zbytnią rozrzutność samorządu zapłacą w końcu nie politycy, ale zwykli mieszkańcy. Polska bowiem nie jest ani rządowa, ani samorządowa. Polska jest jedna.

 

Adam Szejnfeld

Poseł na Sejm RP

www.szejnfeld.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)