Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Walka z żywiołem

Redaktor admin on 24 Maj, 2010 dostępny w Felietony. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

 Nie czas żałować róż, gdy płonie las pisał kiedyś Juliusz Słowacki. Dzisiaj moglibyśmy powiedzieć, iż nie żal kampanii wyborczej, gdy Polskę zalewa fala powodziowa. Nie wypada organizować wieców czy akcji wyborczych mając świadomość dramatu, jaki rozegrał się na południu Polski. Dramat, który dotyka już Polski centralnej i zagraża północy. Nieszczęścia, jakie zgotował nam los nie można opisać słowami. Tysiące zalanych gospodarstw domowych, setki tysięcy poszkodowanych, straty idące w miliardy złotych – jednym słowem kataklizm. Czy można go było uniknąć?

 Człowiek od początku cywilizacji stara się ujarzmić naturę. Z sukcesem nauczyliśmy się przekształcać pustynie w miasta tętniące życiem, budować tamy eksploatować trudno dostępne złoża surowców mineralnych. Natura jednak wciąż pokazuje nam swoją wyższość. Kataklizmy takie jak huragany, trzęsienia ziemi czy powodzie długo jeszcze będą zaskakiwać człowieka i stawiać go bezbronnego wobec niszczycielskich sił przyrody. Nie ważne, czy z żywiołem zmagają się Stany Zjednoczone, Japonia czy Polska – zawsze jesteśmy tak samo zaskoczeni, zawsze przerażeni, załamani. Ale też zawsze solidarnie walczymy.

Naukowcy są zgodni, że nie ma takich pieniędzy i środków, które zagwarantowałyby nam całkowite bezpieczeństwo. Jeśli ktoś twierdzi, że powodzi w Polsce można było uniknąć, to mniej lub bardziej świadomie plecie bzdury. Nie jesteśmy w stanie zapanować nad takimi masami wody. Możemy jednak minimalizować skutki tak tragicznych wydarzeń. Nie ma wątpliwości, że od wielkiej powodzi z 1997 r. nie zrobiliśmy wszystkiego, co było możliwe, by skalę możliwych zniszczeń po powodzi ograniczyć. Tak naprawdę nie ma gabinetu, który nie mógłby się uderzyć w pierś, choć dopiero rząd Donalda Tuska zaczął pracę od podstaw. Dzieje się to przez zmianę złego prawa i walkę z biurokracją, jakiej pełno jest nawet przy budowie najprostszego wału przeciwpowodziowego. Teraz chcemy dodać do tego ogromne ale co ważniejsze, stałe pieniądze. Marszalek Bronisław Komorowski powiedział, że chce, by z budżetu państwa przez najbliższe 10 lat wydawano stale ok. 0,2-0,3 procent PKB na inwestycje antypowodziowe. Takiego planu nie miał jeszcze żaden rząd w historii.

Poprzednie rządy ograniczały się wyłącznie do deklaracji i mglistych planów. Palcem na mapie wskazywały, gdzie zbudować zbiorniki retencyjne lub tamy, ale nie troszczyły się o sprawy podstawowe, jak chociażby przepisy umożliwiające sprawny wykup gruntów lub zapewnienie finansowania tak drogich projektów. Tymczasem tworzenie tego typu obiektów to nie praca na rok lub dwa. Swoją skalą przedsięwzięcie te dorównują budowie autostrad czy elektrowni atomowych. Potrzeba pieniędzy, długoterminowych planów, ale przede wszystkim odpowiedniego prawa. Tylko mając spełnione te wszystkie warunki osiągniemy sukces.

 Wydatki z rezerwy celowej budżetu państwa na przeciwdziałanie i usuwanie skutków powodzi w 2009 r. wyniosły 660 mln złotych, a na bieżący rok zaplanowano 700 mln złotych. To dwa razy więcej niż w roku 2006 r. kiedy rządził PiS. Te wydatki wzrastają systematycznie, bo rządzący gabinet zdaje sobie sprawę, że na bezpieczeństwie się nie oszczędza. Działania dotyczące przeciwdziałaniu powodzi prowadzone przez poprzednie gabinety nie przyniosły zauważalnych efektów i szczerze mówiąc, przynieść nie mogły. Wymaga to planowania na kolejne dziesięciolecia i ciężkiej pracy przy zmianie wielu ustaw. Jest szansa, że właśnie dzięki zmianom prawa i  tworzeniu skuteczniejszych zabezpieczeń przez rząd Donalda Tuska niszczycielska moc przyszłych powodzi zostanie w znacznym stopniu poskromiona. 

 Adam Szejnfeld

www.szejnfeld.pl

 

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)