Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Winne jest państwo

Redaktor admin on 15 Grudzień, 2014 dostępny w Felietony. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

W Polsce są setki tysięcy „hazardzistów”. Ich nałóg zaczyna się niewinnie. Na początku chodzi jedynie o małą stawkę. Tyle, że gra wciąga, a każda kolejna wygrana zachęca do ryzykowania coraz większych pieniędzy. Dramat zaczyna się wówczas, gdy kończy się dobra passa. Utrata domu, samochodu, oszczędności całego życia, niekiedy i rodziny… Do kogo się wówczas zwrócić z pretensją, z nadzieją, z prośbą?… Oczywiście do państwa, od którego oczekuje się, że rozłoży nad zagubionym człowiekiem parasol ochronny.

Wszystko jest dla ludzi, totolotek, kredyty, pożyczki, gra na giełdzie, czy też inwestowanie w instrumenty finansowe obarczone wyższym ryzykiem. Trzeba jednak znać swoje możliwości i podejmować decyzje świadomie, znając zalety, ale także i wady różnych rozwiązań. Trzeba analizować i przewidywać konsekwencje swoich decyzji, i to nie tylko te pozytywne, ale również te negatywne.

Niestety, w Polsce jest z tym problem. Dopóki są korzyści i zyski, wszystko jest OK. Organy państwa, które informują i ostrzegają, krytykujemy za to, że próbują wtrącać się w nasze decyzje i nie pozwalają nam na swobodne dysponowanie naszymi środkami. Nasz sposób myślenia zmienia się jednak natychmiast, gdy coś nie idzie po naszej myśli, kiedy zamiast zysków pojawiają się straty. I kto jest wówczas winny? No, nie my. Winne jest…. państwo.

Tak, większość ryzykantów ma problem z przyznaniem się do własnej niewiedzy, naiwności, braku rozsądku, czy po prostu zwykłej zachłanności. O wiele łatwiej i wygodniej obarczyć odpowiedzialnością państwo. To państwo jest złe, nie ja. To państwo pozwoliło mi na podejmowanie ryzykownej decyzji, a nie powinno. Nie uchroniło mnie przed ryzykiem. To państwo powinno teraz wyciągnąć do mnie pomocną dłoń, to państwo powinno przejąć ryzyko, spłacić moje długi…

Przykładów takiej postawy znaleźć można bez liku. To od państwa domagano się pomocy wówczas, gdy wiele firm kierowanych pokusą zarobienia dużych pieniędzy, decydowało się na groźne opcje walutowe. Wymyślono je po to, aby chronić przed różnicami kursowymi.  Niestety wiele firm, widząc w opcjach szansę na szybki i duży zysk, zawierała z bankami umowy na kwoty o wiele wyższe niż ich potrzeby. Gdy kurs się załamał opcje walutowe stały się ciężarem nie do udźwignięcia dla wielu przedsiębiorstw. Winą za tę sytuację obarczono nie banki, nie zaciągających opcje, ale… państwo, od którego oczekiwano, że wyciągnie poszkodowanych z długów. Oczywiście przy pomocy pieniędzy podatników, czyli nas wszystkich.

Podobnie było zresztą w przypadku Amber Gold. Uniknęlibyśmy wielu ludzkich dramatów, gdyby rzesze Polaków nie dało się nabrać na obietnice dwucyfrowego zwrotu z zainwestowanego kapitału. Wszak kto nie wie, że nie ma darmowych obiadów?! Sygnały ostrzegawcze były zresztą wysłane przez organy państwa. Nie pomogło. Żądza ponad rynkowego zysku była większa. I znów, jedynym winnym okazało się państwo, które nie uchroniło ryzykantów od powierzenia oszczędności całego życia tym, którzy obiecywali tak de facto gruszki na wierzbie.

Do grona oskarżycieli państwa w ostatnim czasie dołączyli również tzw. frankowicze, którzy kilka lat temu zdecydowali się na kredyt we frankach szwajcarskich – tańszy niż ten w złotówkach, albo w innych walutach, ale jednocześnie obarczony o wiele większym ryzykiem. Komisja Nadzoru Finansowego wielokrotnie ostrzegała, że kredyty brane w obcych walutach nie są dla wszystkich. Nikt nikomu nie dawał żadnych gwarancji, że frank utrzyma się w przyszłości na poziomie korzystnym dla kredytobiorców.

Teraz już o frankowiczach nie słyszy się w mediach. Tymczasem jeszcze kilka tygodni temu, kiedy zaczęły pojawiać się prognozy, że kurs szwajcarskiej waluty może przekroczyć psychologiczną barierę 4 złotych, frankowicze oczekiwali, że to państwo przejmie na siebie odpowiedzialność i pomoże spłacać im kredyty. Czyim kosztem? Oczywiście tych, którzy kiedyś wybrali bezpieczniejszy, ale droższy kredyt, na przykład złotówkowy.

Hym…, zadaniem państwa nie jest i nie może być ratowanie hazardzistów, którzy najpierw biorą na siebie ryzyko finansowe, a gdy sytuacja staje się dla nich niekorzystna, próbują zrzucić winę na państwo. Jeżeli ktoś oczekuje większych zysków, to musi się również liczyć z większym ryzykiem niepowodzenia swoich kalkulacji i brać odpowiedzialność za własne decyzje. Czy ktoś słyszał na przykład o tym, żeby inwestujący w ryzykowne instrumenty finansowe, gdy zarabia, to część swoich zysków chce przekazać państwu albo innym, którzy nie mieli tyle odwagi, by podjąć ryzyko? Nie. Jednak natychmiast, ci sami ludzie, chcą dzielić się swoimi startami, jeśli coś nie pójdzie po ich myśli.

Teraz, wielkimi krokami zbliżamy się do przepięknego okresu Świąt Bożego Narodzenia. To czas, kiedy bardzo wielu z nas zastanawia się jak podreperować domowy budżet przed nadejściem świątecznych wydatków. Znów ludzie będą kuszeni tanimi kredytami, łatwymi pożyczkami bez potrzeby udowodnienia zdolności kredytowej, a chwilówki będą królowały wśród wielu ofert, nawet wiarygodnych banków. Im jednak prościej zaciągnąć kredyt, tym bardziej powinniśmy się zastanowić nad ryzykiem, im łatwiej dostać pożyczkę, tym bardziej powinniśmy być ostrożni, im mniej trzeba złożyć dokumentów i zaświadczeń, tym bardziej powinniśmy być nieufni.

Zanim podejmiemy decyzję o zadłużeniu się, dobrze zastanówmy się, czy ten „hazard” jest dla nas i czy chcemy brać na siebie ryzyko niespłacanych kredytów i pożyczek. Dla dobra własnego i dla dobra naszych bliskich.

Adam Szejnfeld

Poseł do Parlamentu Europejskiego

www.szejnfeld.pl

www.kobiecastronazycia.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)