Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Przed nami ważne wybory

Redaktor admin on 31 Lipiec, 2015 dostępny w Wywiady. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Mateusz Ludewicz

rozmawia z Adamem Szejnfeldem

posłem do Parlamentu Europejskiego.

Wybiera się Pan w tym roku na wakacje?

Wybierałem się (śmiech), ale już się nie wybieram. Odwołałem wcześniej zarezerwowany wyjazd. Niestety: wybory, wybory, wybory….

Pracy pewnie ma Pan bardzo dużo, bo i Pana partia w ostatnim okresie mocno traci w sondażach do najgroźniejszego rywala. Różnica między PO i PiS jest coraz większa.

To nie o to chodzi. Nigdy nie brałem urlopu w roku wyborczym, często rok przed też nie. Owszem, tym razem sytuacja jest wyjątkowa, bo po raz pierwszy od 21 lat sam nie startuję do parlamentu, ale uznałem, że jako szef Platformy w okręgu pilskim oraz wiceprzewodniczący w Wielkopolsce, muszę przypilnować spraw tu na miejscu. W tej chwili jesteśmy na końcowym etapie tworzenia list wyborczych w okręgu i w województwie, a to zadanie jest kluczowe. Nasz wynik zależy przecież od tego, kto ostatecznie wystartuje. Trzeba zając się również strategią i taktyką kampanii oraz przygotowaniem wszystkiego od strony organizacyjnej, finansowej, personalnej… To niełatwe i czasochłonne.

Jaki Platforma ma pomysł na wygranie jesiennych wyborów parlamentarnych? A może nie walczycie już o zwycięstwo, pogodziliście się z porażką i sukcesem będzie przegrana jak najmniejszą liczbą punktów procentowych.

W każdej dziedzinie życia, tym bardziej w polityce, osoby nastawione na przegraną nawet nie powinny myśleć o starcie. Żeby bowiem wygrywać trzeba mieć wiarę w zwycięstwo. Żądza walki i przekonanie o możliwym sukcesie jest najsilniejszym motorem działań. W przeciwnym razie nic nie może się udać. Jestem przekonany, że zbliżające się wybory w Pile, w Poznaniu i w Wielkopolsce są do wygrania przez PO. Bez wątpienia będą one jednak najtrudniejsze w historii Platformy. Ciężko bowiem walczyć o pierwsze miejsce na podium, gdy od miesięcy jest się na drugim w sondażach, ba gdy przegrywa się poprzednie wybory. W teorii różnica kilku procent zawsze jest do odbudowania, kilkunastu już nie. Na szczęście podciągamy się w sondażach, a inni pikują w dół. Na przykład ruch skupiony wokół Pawła Kukiza. PiS natomiast pewnie dotknęło już szklanego sufitu. To dla nas szansa. Oczywiście nie wystarczy chęć zwycięstwa działaczy i kandydatów. Musi to dotyczyć także członków, zwolenników, wyborców. Wszystkich!

Mobilizacja elektoratu to jedno, ale to może okazać się za mało. Jakie Platforma ma jeszcze pomysły na pokonanie PiS-u?

Kontynuujemy tworzenie lepszego prawa, a we wrześniu zaprezentujemy naszą ofertę programową na kolejne cztery lata. My nie możemy, jak opozycja, składać obietnic bez pokrycia. U nas muszą być konkrety. Tylko w ostatnim czasie parlament uchwalił wiele ważnych i oczekiwanych ustaw, jak choćby ustawa o in vitro, czy przepisy ordynacji podatkowej, które będą nakazywały urzędnikom skarbowym interpretować przepisy na korzyść podatników. To zasadnicza zmiana relacji państwa do obywatela. To także dla mnie osobista satysfakcja, bowiem walczyłem o to od lat. Do końca kadencji chcemy jeszcze wprowadzić w życie wiele innych potrzebnych rozwiązań, na przykład program gwarantujący stworzenie nowych miejsc pracy dla 100 tysięcy młodych ludzi, czy program wsparcia budownictwa mieszkań na wynajem. Uchwalono też kolejne ważne rozwiązania na rzecz polityki prorodzinnej, oświaty, czy też istotne przepisy z punktu widzenia polskich rolników i mieszkańców wsi. Platforma zrobiła wiele dobrego i ma prawo się tym chwalić.

Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że wiele ważnych i długo oczekiwanych ustaw wprowadzanych jest dopiero teraz, kiedy obecny parlament kończy już swoją pracę. Czy to nie za późno? Czy nie uważa Pan, że to dowód na desperację PO, która boi się utraty władzy?

W sferze psychologicznej może ma pan rację. Im więcej robimy dobrego teraz, tym więcej osób pyta dlaczego nie zrobiliśmy tego wcześniej. Ale czy dlatego w kampanii wyborczej mamy zaprzestać potrzebnej legislacji? No, chyba nie! W Polsce często błędnie uważa się, że wszystko można zrobić od razu. Nie od razu Kraków zbudowano. Są kraje w Europie, gdzie jedna partia rządziła i dwadzieścia lat. Czy tam też ludzie mieliby mieć pretensję, że wszystkiego nie zrobiono w jedną kadencję? Rządzenie jest procesem, przechodzeniem z jednego etapu do drugiego. Nie wszystko też można zrobić nawet, jeśli się tego chce, natychmiast. Trzeba bowiem mieć akceptację i większość w Sejmie. Nie zawsze i nie we wszystkich sprawach ją mogliśmy uzyskać, nawet w gronie koalicji, a cóż dopiero w składzie całej Wysokiej Izby. Dobrym przykładem jest ustawa o in vitro. Jedni są zdecydowanie za, ale inny są zdecydowanie przeciw, wielu się waha. Do takich rozwiązań trzeba podchodzić spokojnie w dłuższym okresie czasu. Polityka jest sztuką dokonywania tego, co jest możliwe.

Wróćmy jeszcze na chwilę do emocji. Praktycznie każda inicjatywa podejmowana przez Pana partię jest krytykowana. Nie ma dzisiaj klimatu dla Platformy, przestała się ona pozytywnie kojarzyć wyborcom. Jaki macie pomysł na odwrócenie tej tendencji?

Dotyka Pan sedna sprawy. Proszę jednak zauważyć, że negatywny klimat wokół PO jest podchwytywany głównie przez naszych politycznych przeciwników. Jeżeli będziemy odczarowywać rzeczywistość wobec tylko tych ludzi, to przegramy. Musimy zrobić wszystko, żeby ten klimat nie dotykał naszego elektoratu. Liczba potencjalnych wyborców Platformy wciąż jest olbrzymia. Pokazały to wybory prezydenckie, w których Bronisław Komorowski otrzymał 8 milionów głosów. My dostajemy ponad 5 mionów. Widać z tego, że potencjał do zdobyć jest spory. Oczywistym jest, że nie wszystko nam się udało i tu racja, musimy uderzyć się w pierś. Ale prawdą jest też i to, że Polacy bardzo często postrzegają rzeczywistość tylko i wyłącznie poprzez negatywne przykłady. Tak jakby dobrych nie było wcale. Czy taka jest polska rzeczywistość? Cóż, mentalności nie jesteśmy w stanie zmienić, więc nie ma co z nią walczyć. Musimy zrozumieć ludzi, przyznać im rację i wyjść ponownie im naprzeciw. Wszak to my jesteśmy dla nich, a nie oni dla nas.

Może więc zbliżające się wybory są dobrą okazją do zmian, także tych personalnych. Czy podczas październikowych wyborów pilska Platforma postawi na nowe twarze?

Gdy gra się o najwyższą stawkę, a o taką przecież będzie szło w październiku, trudno wystawiać do walki ludzi, którzy nigdy i nigdzie nie zostali sprawdzeni. Pomimo to, na naszej liście znajdą się także nowe twarze. Mam nadzieję, że pod tym względem będzie to lista dla naszych wyborców bardzo interesująca. Tworzenie składu kandydatów, to odpowiedzialna sprawa. Tu nie ma miejsca na amatorskie działanie. Trzeba być maksymalnie profesjonalnym.

Każda drużyna potrzebuje jednak mocnego lidera. Wiemy już, że w wyborach do Senatu stawiacie na Mieczysława Augustyna. Cztery lata temu liderem listy do Sejmu był Adam Szejnfeld, który zdobył ponad 45 tysięcy głosów. W tym roku Pan nie startuje. Kto pociągnie pilską listę Platformy?

Liderem nie zawsze musi być osoba, która startuje, ale przyznaję – przywódca musi być. W każdych poprzednich wyborach byłem nie tylko liderem listy, ale także de facto też szefem sztabu, osobiście tworzyłem strategię wyborczą oraz taktykę. Teraz też od tej odpowiedzialności nie uciekam. Dlatego, jak już rozmawialiśmy na wstępnie, odwołałem swój urlop. Jeżeli natomiast chodzi o wynik poszczególnych osób, to pewnie nie będzie już tak dużych różnic w liczbie otrzymanych głosów, jak w latach poprzednich. Nasza lista jest teraz bardziej zrównoważona i przynajmniej kilka osób ma prawo liczyć na osobisty sukces.

Czy możemy już konkretnie wskazać kim będzie ta osoba?

Niestety, na to jest jeszcze za wcześnie. Na ostatnim posiedzeniu Zarządu PO w Poznaniu owszem, wstępnie przyjęliśmy kształt list. Ostatecznie jednak nazwiska naszych kandydatów będę mógł podać 31 lipca. Wtedy odbędziemy Radę Regionu Wielkopolskiej PO, która oficjalnie zatwierdzi skład i kolejność na listach.

Jaki jest plan minimum powiatowej Platformy w najbliższych wyborach. W tej chwili macie cztery mandaty w Sejmie. Ich utrzymanie jest realne?

Ciężko to w tej chwili wróżyć z fusów. Sytuacja jest na tyle nieprzewidywalna, że wszystko może się zdarzyć. Nie wiadomo też ile partii wejdzie do parlamentu, a to liczba głosów na daną partię z jednej strony, i system ich liczenia z drugiej strony, ostatecznie decydują, ile będzie się miało miejsc w Sejmie. Nie ukrywam jednak, że utrzymanie czterech mandatów będzie bardzo trudne. W poprzednich wyborach Platforma miała bowiem poparcie na poziomie około 40 proc., a mnie osobiście udało się osiągnąć ósmy wynik w Polsce, i to nie spośród tylko kandydatów Platformy Obywatelskiej, ale wszystkich partii politycznych. W tej chwili nasze poparcie kształtuje się na niższym poziomie, ok. 30 proc., no i nie ma mnie na liście. To zdecydowanie zmienia sytuację. Patrząc więc realnie, naszą wielką ambicją w tej chwili jest zdobycie pięciu mandatów – trzech do Sejmu i utrzymanie dwóch mandatów do Senatu.

Wróćmy zatem do polityki, ale już tej lokalnej. W powiecie pilskim PO nie walczy tylko z PiS-em, ale także z Porozumieniem Samorządowym. Czy Platformie potrzebna jest wojna pilsko-pilska. Czy nie uważa Pan, że tracicie na szermierce ze starostwem?

Niepokoją mnie takie plotki. Nie są one bowiem niczym uzasadnione. Merytoryczne natomiast spory pomiędzy miastem i powiatem zawsze się pojawiały, także i wcześniej, kiedy w powiecie rządziła Platforma. Mojej partii zależy bowiem na dobrym rozwoju tak miasta, jak i powiatu. I to nie jest slogan, ale autentyczny cel, który nam przyświeca. Dlatego występowało ciągłe myślenie, co jeszcze można zrobić, by lepiej obie jednostki administracyjne się rozwijały. Nie ma nic gorszego w działalności, jak samozadowolenie, bierność, rutyna, brak innowacyjności…

Nie przypominam sobie jednak, by przed utratą władzy w starostwie politycy Platformy chcieli utworzenia powiatu grodzkiego.

Proszę mi wierzyć, rozmawialiśmy o tym wielokrotnie, co najmniej od kilku lat. Robiliśmy analizy i wyliczenia…

To, dlaczego rok, czy dwa lata temu nikt oficjalnie nie wyszedł z taką propozycją?

Nie było takich przepisów. Nic nie można było zrobić, szkoda było więc energii. Teraz sytuacja się zmienia. Powstała inicjatywa legislacyjna. Proszę pamiętać, że projekt ustawy ma pozytywne przesłanie, nie jest skierowany przeciw komukolwiek. Mało tego, nikt przecież w Pile nie realizuje żadnego projektu zmian w podziale administracyjnym. Mamy do czynienia tylko z projektem legislacyjnym w Senacie i dyskusją na ten temat, a nie z decyzjami.

Nie przeszkadza Panu, że kandydat Platformy do Senatu, pan Mieczysław Augustyn, jest tak mocno uwikłany w wojnę pilsko-pilską? Wielu pilan po prostu nie wie, o co w podziale powiatu chodzi, a Platforma traci wizerunkowo. Między innymi dlatego, że wasi polityczni przeciwnicy mówią wprost, że nie potraficie pogodzić się z werdyktem wyborców i utratą władzy.

Kwestię ewentualnego utworzenia powiatu grodzkiego i płynące z tego korzyści mieszkańcom wytłumaczyć powinni politycy. To niezaprzeczalny fakt. Gdy więc przyjdzie taki czas, to radni włączą się w kampanię informacyjną. Wbrew jednak temu, co zarzucają nam nasi adwersarze, nie ma na razie żadnej sprawy. Dlaczego? Bo nie ma żadnego projektu stworzenia z Piły powiatu grodzkiego. Chciałbym to raz na zawsze zdementować. Jest jedynie projekt ustawy w parlamencie i nie dotyczy on Piły, ale kilku miast, które nie wiedzieć czemu, w przeszłości, jak wszystkie pozostałe, nie mają statusu powiatów grodzkich, lecz ziemskich. Zupełnie odrębną sprawą jest skorzystanie z ustawy, jeśli wejdzie ona w życie, ale to będzie należało nie do posłów, czy senatorów, ale do lokalnej społeczności. Ustawa bowiem będzie dawała prawo, a nie obowiązek. I to ludzie zadecydują, czy z tej szansy chcą skorzystać, czy też nie. Wtedy dopiero, i to tylko ewentualnie, jeśli ktoś wyjdzie z taką inicjatywą, będą musiały być przeprowadzone konsultacje społeczne. Potem radni, na ich podstawie, będą mogli podejmować rozstrzygnięcia. Emocje więc na tym etapie są wywoływane niepotrzebnie i pewnie tylko z powodów przygotowań do kampanii wyborczej. Jeżeli natomiast chodzi o Mieczysława Augustyna, to nie wyobrażam sobie, by jako senator Ziemi Pilskiej nie zajmował się w Senacie ustawą, która między innymi odnosi się do naszego miasta. To naturalne.

To co dzieje się w Pile jest ważne, ale zawodowo zajmuje się Pan dzisiaj zupełnie innymi sprawami. Od roku zasiada Pan w Parlamencie Europejskim i większość czasu spędza w Strasburgu i Brukseli. Które z tych miast według Pana jest bardziej nudne?

Przykro mi, nie jestem Panu w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Praca w PE to od rana do późnego wieczora posiedzenia, obrady, zebrania, spotkania… Często nie wiem nawet, jaka jest pogoda na zewnątrz. Nie maiłem więc czasu poznać ani Brukseli ani Strasburga. Z zewnątrz wydaje mi się jednak, że Strasburg jest ładniejszy, a na pewno dużo czystszy. Bruksela nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Jest miastem brudnym i nieprzyjaznym. Wszędzie walają się śmieci, jest tam bardzo wielu bezrobotnych, bezdomnych, wykluczonych. Słyszy się ciągle o napadach i włamaniach. Nie jest bezpiecznie.

Minął pierwszy rok pana pracy, jako parlamentarzysty europejskiego. Jak Pan ocenia ten okres?

Na podsumowanie przyjdzie czas pewnie jesienią. Teraz tylko przykładowo chciałbym wspomnieć, o niektórych sprawach. Cieszę się, że mogłem przyczynić się do uratowania wielu miejsc pracy m.in. w pilskim Philipsie. W tym celu zwróciłem się do Komisarza ds. Energii i Klimatu z prośbą o odstąpienie od planów całkowitego wycofania z rynku lamp halogenowych, lub przesunięcie tego terminu na późniejszy. Przedwczesna decyzja o wycofaniu lamp stanowiłaby bowiem zagrożenie dla około 10 tys. miejsc pracy w całej europejskiej branży oświetleniowej. W Polsce natomiast konieczna byłaby redukcja zatrudnienia w fabrykach położonych właśnie u nas, w Pile, ale także w Pabianicach. Walczę też z przepisami dotyczącymi płacy minimalnej dla Polskich przedsiębiorstw transportowych wprowadzonych w Niemczech, a ostatnio również i w innych krajach Unii oraz w Norwegii. Zaangażowałem się w tę sprawę, bo nie chodzi tu tyko o interes polskich przedsiębiorstw i ich pracowników. Takie działania Niemców, Francuzów, Holendrów, czy Norwegów godzą w ideę jednolitego rynku, która leży u podstaw Wspólnoty. Dzięki moim działaniom wiele przedsiębiorstw będzie też miało ułatwioną drogę do pozyskiwania funduszy europejskich. Kończę bowiem pracę nad pierwszym w kraju przewodnikiem, który pozwoli uzyskać podstawowe informacje o wszystkich funduszach, a więc także ułatwi ich pozyskiwanie. W ciągu minionego roku w PE zajmowałem się również kwestiami związanymi z bezpieczeństwem energetycznym. Byłem sprawozdawcą Europejskiej Strategii Bezpieczeństwa Energetycznego, zajmuje się też Unią Energetyczną. To fundamentalnie ważne sprawy dla naszego kraju ale i całej Europy szczególnie środowo-wschodniej. Angażuję się również w proces negocjacji umowy o wolnym handlu między UE a USA. To będzie najważniejsza tego rodzaju umowa w całej historii świata. Bardzo się również cieszę, że moje działania w Wielkopolsce mogły mieć też praktyczny wymiar. W Poznaniu oddano bowiem w tym czasie do użytku, przy moim wsparciu, kolejny nowy budynek Uniwersytetu Ekonomicznego, a spełnieniem moich marzeń i długiej pracy było wybudowanie w Poznaniu pomnika Ignacego Jana Paderewskiego, od którego wizyty w stolicy regionu zaczęło się zwycięskie Powstanie Wielkopolskie.

A czy gdyby dziś mógł Pan jeszcze raz wybierać, to zdecydowałby się Pan na Parlament Europejski, czy jednak zostałby Pan w polskim Sejmie?

Za wcześnie mnie Pan o to pyta (śmiech). Wciąż jeszcze bowiem nie wyrosłem z naszego Parlamentu i nadal o Europie i świecie myślę poprzez pryzmat Polski. Ciągle utrzymuję kontakt z Sejmem, jeżdżę tam i nadal pracuję na Wiejskiej. Trzeba jednak pamiętać, że obecnie w zasadzie to w Brukseli decyduje się o prawie obowiązującym w naszym kraju. Ponad 70 procent przepisów, które u nas wchodzą w życie jest implementowana z Unii Europejskiej. Moja praca więc tam, jest podobna w skutkach, jak ta wykonywana w naszym kraju. Bruksela to też waży element mojego rozwoju. Byłem bowiem radnym, burmistrzem, poseł, wiceministrem. Teraz przyszedł czas na kolejny szczebel mojej kariery. Przede wszystkim jednak, jestem strasznie dumny, że mogę, jako pierwszy w historii mieszkaniec Piły, reprezentować nasze miasto, nasz region oraz kraj w Parlamencie Europejskim. Ale jest jeszcze też inna ważna dla mnie kwestia. Dziś Europa jest na takim „zakręcie”, jakiego od jej powstania jeszcze chyba nie było. Cieszę się więc, że właśnie w tak przełomowym dla naszego kontynentu momencie mogę pracować na rzecz zjednoczonej Europy.

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)