Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Rynki Zagraniczne

Redaktor admin on 22 Lipiec, 2009 dostępny w Wywiady. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Liberalizm gospodarczy państwa demokratycznego

Rozmowa z Adamem Szejnfeldem, sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki
kwiecień 2009

1. Zdaniem byłego wicepremiera i ministra finansów Grzegorza Kołodki, kapitalizm poradzi sobie z obecnym kryzysem, ale wyjdzie z niego z innym obliczem. To nie jest faza cyklu koniunkturalnego. To coś znacznie poważniejszego. To kryzys fundamentalny, systemowy – twierdzi. Jakie jest Pana zdanie na ten temat, z jakim światem będziemy mieli do czynienia po opanowaniu tego kryzysu?

Adam Szejnfeld: Należy mieć nadzieję, że kapitalizm, a właściwie kształtujący jego oblicze decydenci polityczni, odczytają dobrze nauki płynące z obecnych wydarzeń. Niezbędna jest jednak przede wszystkim prawidłowa ocena przyczyn obecnych zawirowań. W dalszej zaś kolejności adekwatność podjętych działań. Pierwsze utrudnia splot wielu czynników oraz złożoność procesów zachodzących w gospodarce światowej. Adekwatność będzie zależała od takich czynników jak zdolność decydentów do wypracowania kompromisu uwzględniającego sprzeczne interesy rożnych grup, krajów, organizacji.

Grzegorz W. Kołodko słusznie zwraca uwagę, że podstawowym problemem, od którego zależy podjęcie właściwej decyzji polityki gospodarczej jest określenie natury kryzysu. Z pewnością jest on głębszy od koniunkturalnego spowolnienia, nawet przyjmując, że regulacje finansowe mogły oddziaływać procyklicznie na rozwój gospodarczy – co proponuje zmienić R. Rajan, były główny ekonomista IMF, w The Economist z 11 kwietnia 2009. Nieskuteczność, a więc brak efektów polityki monetarnej i fiskalnej w USA również wskazuje, że nie jest to zwykłe spowolnienie gospodarcze. Należy przyjąć, że nie do utrzymania w dłuższej perspektywie będzie istnienie nierównowagi w postaci istnienia podwójnego deficytu w USA, finansowanego napływem kapitału z krajów rozwijających się. To z pewnością wymusi zmianę struktury wymiany międzynarodowej i światowego wzrostu gospodarczego. Gospodarki poszczególnych krajów przejdą tę próbę z większymi bądź mniejszymi zawirowaniami. Jednak po tym okresie dostosowań gospodarka światowa powinna powrócić do równowagi, a o tempie rozwoju gospodarek krajów będzie decydował ich potencjał demograficzny, intelektualny, sprawność instytucji itp.

Skala i zasięg obecnego kryzysu stawiają go w rzędzie najpoważniejszych. Pokazuje to niespotykana dotychczas mobilizacja rządów wszystkich wiodących państw oraz międzynarodowych instytucji finansowych i przeznaczane w ramach tych działań ogromne środki. Podejmowane inicjatywy legislacyjne zmierzające do przezwyciężenia kryzysu są wynikiem coraz powszechniejszego przekonania polityków, że samoregulacja gospodarki światowej ma nikłe szanse powodzenia w warunkach globalnego rozchwiania gospodarczego i powszechnej utraty zaufania do instytucji finansowych oraz korporacji przemysłowych.

Powstaje jednak pytanie o możliwie klarowną i jednoznaczną definicję liberalizmu gospodarczego, a zwłaszcza o to czy i na ile powszechna swoboda działalności gospodarczej powinna podlegać kontroli i ograniczeniom ze strony państwa w imię interesu ogólnospołecznego. Odpowiedź na to pytanie próbują obecnie formułować różne gremia polityków, ekonomistów socjologów i filozofów. Nie podejmuję się w niniejszym wywiadzie dokonać jednoznacznej diagnozy kryzysu a tym samym przewidywać w jakim kierunku będzie ewoluował system gospodarki światowej.

Nie sądzę jednak, aby powyższe fakty i bolesne ich skutki miały stanowić przesłankę do bliżej nieokreślonych rewolucyjnych zmian światowego systemu gospodarczego idących mianowicie w kierunku zwiększenia interwencjonizmu i protekcjonizmu państwowego oraz wzmocnienia regulacyjnej roli państwa w gospodarce. Pewne zakusy w tym kierunku (np. inicjatywa Francji, dotycząca ochrony rodzimego przemysłu motoryzacyjnego) spotkały się z bardzo ostrą reakcją większości krajów a ponadto jak uczy historia podobne inicjatywy okazywały się chybione. Zresztą, nie trzeba sięgać pamięcią do historii. Kilka krajów świata jeszcze do dzisiaj utrzymuje system gospodarki centralnie sterowanej. I co? Owszem, w tych krajach nie mamy do czynienie z cyklami koniunkturalnymi, z pojawiającymi się od czasu do czasu kryzysami. W tych bowiem krajach kryzys, a właściwie recesja, bieda powszechna i głód trwają permanentnie od kilkudziesięciu lat.

2. Zdaniem Grzegorza Kołodki neoliberalizm kompromituje się na naszych oczach, ale jeszcze nie upadł. Choć dobrze by było, aby się tak stało, bo jest sprawcą całego tego nieszczęścia. Neoliberalną bestię trzeba dobić. W jaki sposób? Otóż, trzeba mieć dla niego lepszą propozycję. On taką ma, a Pan?

Ta kompromitacja neoliberalizmu nie jest aż tak spektakularna jak autentyczna i mam nadzieję ostateczna katastrofa poprzedniego ustroju gospodarki centralnie sterowanej, a więc jak upadek socjalizmu. Jego koniec był znacznie bardziej spektakularny i dotkliwy dla społeczeństwa. Owoce neoliberalnej polityki w naszym kraju, a także w USA, trudno określić nieszczęściem. Dla oceny skutków neoliberalnej polityki należy przyjąć oprócz wskaźników makroekonomicznych, tych nie tylko w wymiarze gospodarczym ale i społecznym, także na przykład wskaźniki obrazujące długość i jakość życia. Poziom zaspokajania podstawowych, ale i wyższych potrzeb przez członków społeczeństwa. Właściwy dla takich porównań powinno być także tło w postaci krajów, które wprowadzały rozwiązania neoliberalne w różnym nasileniu, bądź w ogóle unikały recept liberalnych. Porównania takie wymagają uwzględnienia czynników specyficznych jak np. zasobności w surowce. No cóż, w odróżnieniu od prof. Kołodki muszę stwierdzić, iż większość badań potwierdza słuszność rozwiązań neoliberalnych. Np. te prowadzone w OECD.

3. Przyjrzyjmy się co proponuje Grzegorz Kołodko. Nie należy patrzeć tylko na wskaźniki finansowe, bo chciwość zgubiła neoliberalizm. Liczą się ludzkie pragnienia. Należy położyć większy nacisk na solidarność społeczną, lecz nie gadać o niej, ale faktycznie według tej zasady postępować. Czy to słuszny kierunek? Jakie Pan wyciąga lekcje z tego kryzysu?

Wszystkie powyższe stwierdzenia są dyskusyjne. Chciwość, podobnie jak solidarność, jest immanentną cechą człowieka, jako jednostki. Jest także głównym motorem postępu ludzkości. Penalizując ją musimy liczyć się z konsekwencjami, choćby w postaci zwiększenia bodźców do znanego w ekonomii zjawiska bumelanctwa. Podobnie zresztą jak instytucjonalizując solidarność. Największą korzyść społeczeństwo może odnieść wspomagając pożądane działania jednostek wynikające z ich chciwości oraz solidarności. Największą nauką płynącą z kryzysu jest jednak wystąpienie sytuacji, w której możliwe są w ramach systemu rynkowego, prywatyzacja zysków oraz upublicznienie strat. Ten swoisty szantaż instytucji finansowych, mających jakoby nadrzędną rolę w systemie gospodarczym, jest też centralnym problemem w obecnym kryzysie. Rzecz więc nie w tym, by się cofać w rozwoju, także w wymiarze myśli ekonomicznej i systemu gospodarczego, ale raczej udoskonalać ten ustrój, który na świecie sprawdził się najlepiej – liberalizm gospodarczy państwa demokratycznego.

4. Aktywność gospodarczą należy dobrze uregulować – proponuje Grzegorz Kołodko. Pod wpływem neoliberalizmu zrezygnowano z wielu nieodzownych regulacji limitujących ekscesy rynku. Rynku, który nie rozwiązuje całej masy problemów związanych równowagą środowiskową i społeczną. Bez interwencji państwa nie jest możliwy zrównoważony rozwój gospodarki. Interwencje państwowe, nawetw takich krajach wolnego rynku jak USA, które ostatnio obserwowaliśmy, jakby potwierdzały słuszność głoszonych tez przez Grzegorza Kołodkę, nieprawdaż?

Ja jestem przywiązany do myśli, iż dobra regulacja, to brak regulacji! Ale, gdyby chcieć wyjść naprzeciw myśleniu profesora, to należałoby rzec, iż dobra regulacja to taka, która zachowuje równowagę pomiędzy działalnością nieskrępowanych podmiotów, zapewniających efektywność ekonomiczną, a koniecznymi z punktu widzenia społeczeństwa, czy też środowiska, ograniczeniami tej działalności. Wydaje się, że powyższy problem powinien być nadal w Polsce dobrze zrozumiały. Zarówno korzyści z deregulacji gospodarki, jak i niedoskonałość regulacji (np. długość procesu egzekwowania należności, przewlekłość procedur, czy też zanieczyszczenie środowiska), są bowiem w Polsce odczuwalne. Właśnie przykład amerykański pokazuje jak ważna jest ta równowaga. Nadmierne, lub złe regulacje mechanizmu rynkowego, w przypadku kredytów hipotecznych, zachwiały równowagą na rynku mieszkaniowym, przyczyniając się do problemów sektora finansowego. Regulacje te realizowały jednak pewne cele społeczne, tj. umożliwiały dostęp do kredytu hipotecznego, a więc własnego domu, tej części społeczeństwa, która nie miała zdolności kredytowej na wolnym rynku. Ta służalczość potrzebie społecznej w oderwaniu od zasad rynku oraz brak pokory i szacunku dla samoregulacji, sromotnie zemściła się, szkoda tylko, że także na „niewinnych” tej sytuacji w innych państwach.

5. Trzeba także zakazać spekulacyjnego handlu instrumentami pochodnymi, bo to one są przyczyną całego tego nieszczęścia. Również innymi instrumentami, które rodzą takie ryzyko. Czy to słuszny kierunek?

Regulowania poprzez zakaz – skąd my to znamy?! Mówiąc poważnie, znów zaznaczę, iż należy niebywale ostrożnie podchodzić regulacji poprzez zakaz, nakaz, karę. Niewątpliwie jedną z przyczyn kryzysu było niedoszacowanie pewnego rodzaju ryzyk, bądź też niepełna informacja co do uwarunkowań poszczególnych instrumentów, czy też rynków. Sama świadomość, co do możliwych konsekwencji zaangażowania w poszczególne instrumenty, będąca nauką z obecnego kryzysu, powinna spowodować ograniczenie możliwości powtórzenia się podobnych błędów w przyszłości. Jednak wyeliminowanie ryzyka wynikającego z pojawienia się nowych, nie objętych regulacją instrumentów będzie bardzo trudne. Życie jest bowiem zawsze szybsze od decydentów. Zakazy mogą nie nadążyć za potrzebami. Zatem regulatorzy powinni skupić się na wyeliminowaniu ryzyk systemowych, które zagrażają stabilności całego systemu finansowego, a nie odnoisc się do poszczególnych instrumentów rynku. Dzisiaj bowiem ważny jest dany instrument, jutro inny a pojutrze jeszcze inny. Nie można tu uprawiać zabawy w kotka i myszkę – jak się pojawisz, to cię zjem. Takie działanie byłoby nie tylko nieprofesjonalne ale i nieskuteczne, bo niesystemowe.

6. Aby wyjść z kryzysu, potrzebna jest polityka naoliwiania gospodarek specjalną podażą pieniądza. Trzeba zrobić to w sposób bezinwazyjny i tak by z zadłużaniem narodowych budżetów nie przesadzić. Tymczasem rząd, który Pan także reprezentuje, wręcz kurczowo trzyma się kotwicy budżetowej. Może jednak warto nieco poluzować?

Odpowiadając na to pytanie należy nawiązać do wcześniejszego pytania odnoszącego się do polityki zrównoważonego rozwoju. Polityka oliwienia gospodarek ma bowiem swoje konsekwencje długookresowe. Luzowanie polityki fiskalnej wymaga uplasowania obligacji na bardzo trudnym rynku, zwiększa koszt finansowania już zaciągniętego długu, ale przede wszystkim obciąża przyszłe pokolenia Polaków. Jest zatem przejawem braku wskazanej w jednym z wcześniejszych pytań solidarności. Solidarności międzypokoleniowej. Zwiększanie zadłużenia w celu podtrzymania bieżących wskaźników jest wręcz jej całkowitym zaprzeczeniem. Dlatego też ważną rolę ma tu do odegrania polityka w obszarze infrastruktury, czy też strukturalna, która generuje wysokie koszty (reformy – emerytalna, kosztów pracy, modernizacja infrastruktury), ale jednocześnie kładzie podwaliny długookresowego wzrostu gospodarczego.

7. Zostaliśmy ukarani tym kryzysem, bo wyspecjalizowaliśmy się w eksporcie nie tak jak trzeba. Niewystarczająca jest dywersyfikacja produktowa i geograficzna. Za bardzo podporządkowaliśmy się Unii Europejskiej. Nie doceniamy wyłaniających się rynków, łącznie z bliższego nam i dalszego Wschodu. Jakie działania trzeba tu jak najszybciej podjąć?

Postawiona tu teza, choć w swojej podstawowej myśli ciekawa, i dla mnie niekoniecznie kontrowersyjna, słabo jest jednak osadzona w realiach gospodarki rynkowej, zwłaszcza w aktualnych uwarunkowaniach i wynikach polskiego handlu zagranicznego.

Doświadczane w Polsce od początku IV kw. ub.r. w polskim handlu zagranicznym poważne załamanie eksportowe i idące w ślad za nim, nawet nieco głębsze, załamanie importowe nie jest ewenementem na tle handlu światowego. Globalny charakter kryzysu sprawia, że podobne problemy występują w wielu innych gospodarkach, w tym niewspółmiernie bardziej rozwiniętych potęgach handlowych takich jak Chiny – gdzie eksport spadł w lutym o 26% , Japonia (spadek eksportu w lutym o ponad połowę), Niemcy (spadek eksportu w styczniu o 23%) czy Francja (spadek w styczniu o 24%). Spadek eksportu w UE w lutym sięgnął 22%.

Wspomniane załamanie eksportowe nastąpiło niemal na wszystkich rynkach, przy czym okazało się relatywnie mniejsze na tradycyjnie najważniejszym dla Polski rynku UE oraz innych pozaunijnych krajów rozwiniętych. Tymczasem eksport na rynki WNP w okresie styczeń-luty br. spadł średnio o ponad 40% , w tym do Rosji o blisko 41% oraz na Ukrainę aż o ponad połowę. W eksporcie na inne pozaunijne rynki słabiej rozwinięte np. do Turcji i Chin sytuacja jest niewiele lepsza. W tej sytuacji trudno mówić odpowiedzialnie, że dotychczasowa, rzekomo błędna orientacja rynkowa i nadmierna koncentracja na rynkach unijnych została obecnie ukarana.

Jak niemal powszechnie wiadomo około 2/3 polskiego eksportu w ostatnich latach realizują podmioty z udziałem kapitału zagranicznego, których strategię eksportową i orientację geograficzną oraz produktową z reguły wypracowują, nierzadko już na etapie podejmowania inwestycji macierzyste korporacje, posiadające z reguły bardzo dobre rozeznanie realiów rynku międzynarodowego. Zawarta w pytaniu sugestia jakoby rząd, czy jego agendy miały istotny wpływ na kształtowanie określonej, czy raczej bliżej nieokreślonej orientacji eksportowej polskiej gospodarki nie wydaje się uprawniona.

Pytanie poddaje jednocześnie w wątpliwość sensowność integracji europejskiej. Sugerując jednocześnie, że procesy globalizacji oraz integracji europejskiej są przeciwstawne. Kryzys tylko z jeszcze większą mocą uwidocznił konieczność wprowadzania reform strukturalnych, mających na celu zwiększenie potencjału gospodarek, a z drugiej strony odporności na zawirowania, w postaci ułatwionego dostosowania do zewnętrznych zaburzeń. Jednocześnie należałoby wskazać, iż kraje bliższego nam wschodu odczuwają skutki kryzysu nieporównanie silniej (Ukraina, Rosja). W obliczu światowego wymiaru kryzysu, trudno znaleźć kraje, których sytuacja gospodarcza, a tym samym chłonność polskiego eksportu, nie pogorszyłaby się znacząco. Zatem zarówno europejski kierunek integracji, jak i intensyfikacja wysiłku reformatorskiego w obszarze polityki strukturalnej, powinny pozostać głównym kierunkiem działań polskiej polityki.

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)