Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Tygodnik “Polityka”

Redaktor admin on 22 Lipiec, 2009 dostępny w Wywiady. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Nie przegrzać ani nie schłodzić

Z Adamem Szejnfeldem, sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki, rozmawia Paweł Tarnowski.
maj 2009

1. Na początku roku prognozy gospodarcze dla Polski były bardzo różne, ale ostatnio niepokojąco się do siebie zbliżają. Bank Światowy uważa, że w 2009 roku PKB wzrośnie tylko o 0,5 proc., agencja ratingowa Fitch „stawia na zero”, a bank inwestycyjny JP Morgan przewiduje spadek o 0,5 proc. Jaki jest pana poziom optymizmu w tej sprawie?

Adam Szejnfeld: Ministerstwo gospodarki liczy w tym roku na wzrost w granicach 1,7 procent. Ale ja specjalnie do tej liczby nie jestem przywiązany. Wszyscy, którzy zajmują się makroekonomią mają bowiem kłopot z odpowiedzialnym oszacowaniem skutków światowego kryzysu finansowego. Poziom niepewności pozostaje bowiem nadal wysoki. Racjonalne planowanie jest obarczone wyjątkowym ryzykiem. Łatwo o pomyłkę i chybiony strzał. Natomiast muszą cieszyć prognozy z ostatnich dni dotyczących Polski. Ocenia się, że nasz kraj najlepiej w Europie radzi sobie z kryzysem. To potwierdza słuszność kursu polityki obecnego rządu.

2. To wygląda na asekurację.

Nie, takie są fakty. Jak już mówiłem, na razie jesteśmy pewni tylko tego, że tegoroczne wyniki polskiej gospodarki będą wyraźnie lepsze niż większości europejskich krajów. Na przykład Bank Światowy uważa, że PKB 16 krajów strefy euro skurczy się w tym roku o 2,7 proc. My, jako jedni z nielicznych na świecie, mamy jeszcze ciągle szanse na wzrost.

3. Skoro tak trudno o sensowne założenia dotyczące rozwoju sytuacji, tempa wzrostu PKB, poziomu produkcji, zatrudnienia czy dochodów budżetowych to jak chcecie uniknąć kosztownej pomyłki w ustalaniu strategii działania? W takiej sytuacji jak obecna łatwo o nadreakcję lub, przeciwnie, zlekceważenie już widocznych znaków ostrzegawczych i symptomów gospodarczego spowolnienia. Jak rząd zamierza z tego wybrnąć?

Ten dylemat jest rzeczywiście prawdziwy a kłopot poważny. Należy więc przede wszystkim zachować spokój, zimną krew, dać sobie czas na zebranie możliwie pełnych informacji i ich analizę. Wszystko po to, żeby decyzje jakie będziemy podejmować były możliwie najlepiej uzasadnione, a więc i racjonalne. Opozycja zarzuca nam bezczynność, brak zdecydowanych działań. Żąda natychmiastowej nowelizacji ustawy budżetowej. To demagogia. Ustawy budżetowej – najważniejszego, rocznego planu działania każdego rządu – nie sposób nowelizować co kilka miesięcy. Można zrobić to raz a dobrze, ale podkreślę, tylko wtedy, gdy wystąpi poważna konieczność. My ciągle nie mamy dostatecznie wiarygodnych informacji o procesach zachodzących w gospodarce, żeby już teraz decydować się na ten krok. Nie ma też jeszcze zasadniczych powodów.

4. Niestety, nie da się z tym czekać w nieskończoność.

I nikt też nie zamierza. Moim zdaniem do sprawy można wrócić mniej więcej w drugiej połowie roku. Po to, żeby ewentualnie dostosować nasze działania do faktycznych potrzeb i możliwości.

5. Nieunikniony w tym roku spadek dochodów budżetowych, ewidentne kłopoty z utrzymaniem na normalnym poziomie akcji kredytowej dla przedsiębiorstw, afera z opcjami walutowymi to nie jedyne problemy o których ostatnio głośno. W lutym, w porównaniu z tym samym miesiącem ubiegłego roku produkcja przemysłowa spadła aż o 14,6 procent a wynagrodzenia brutto w przedsiębiorstwach wzrosły o 5,1 procent. W marcu było lepiej, ale to trochę wynik układu kalendarza.

Nie lekceważyłbym dobrych wyników za marzec. Podobnie optymistycznie nastrajać mogą plany firm na bieżący rok. Na przykład ponad 60 proc. spośród dużych przedsiębiorstw planuje w tym roku nowe inwestycje, a tylko 20 proc. rozważa, i to jako ewentualność, zwolnienia pracowników, by zwiększać swoją konkurencyjność.

6. Ale mimo nienajlepszej sytuacji związki zawodowe na przykład domagają się podwyżek płac. Gdzie nas to wszystko zaprowadzi?

Faktycznie ostatnio rozwierają się nożyce między poziomem produkcji i dochodami wielu firm a oczekiwaniami płacowymi niektórych załóg.

7. Związkowcy mówią: nie będziemy płacić za wasz kryzys.

To naturalny odruch ale, niestety, diagnoza fałszywa. Za ten kryzys, bez względu na to, kto najbardziej zawinił, będziemy płacić wszyscy. To nie polski kryzys, ale jeśli firmy mniej produkują, sprzedają i zarabiają to nie mogą mieć środków na równoczesne podwyżki płac. Presja płacowa, gdyby nie daj Boże okazała się skuteczna, powiększyła by tylko problemy finansowe spółek. A wtedy wzrośnie tempo zwolnień, które i tak już przecież niepokoi. Naciskając na podwyżki ludzie zapłacą własną pracą. A i bez tego od kilku miesięcy stopa bezrobocia zaczęła rosnąć. Potrzeba więc opamiętania i spokojnych reakcji.

8. Pracownicy, choć może nie wszyscy, inaczej na to patrzą. W firmach mających duży eksport podczas rozmów ze związkowcami pada argument: ciągle mamy odbiorców, przy słabej złotówce opłacalność wywozu rośnie, nie ma więc dobrego powodu, żeby nie zacząć lepiej wynagradzać.

Ależ jest! Sądząc po statystyce GUS zamówienia w skali kraju jednak spadają. Jednocześnie od dłuższego czasu kurs złotego ulega gwałtownym wahaniom, w ciągu tygodnia nawet o kilkadziesiąt groszy. Ostatnio np. polski pieniądz wyraźnie się umacniał. Nie wiadomo jednak, co z nim będzie za miesiąc lub dwa. Słaby, zapewne przejściowo, złoty, to nie jest żaden powód, żeby podejmować długookresowe decyzje o podwyżkach wynagrodzeń. Kurs walut charakteryzuje się tym, iż raz spada, raz rośnie, w sferze płac natomiast ruchy są zazwyczaj tylko w jedną stronę, czyli w górę. Nie sposób się z nich wycofać inaczej jak zwalniając pracowników. Trudno o gorsze rozwiązanie tym bardziej, że w ostatnich latach wzrost płac w Polsce i tak wyprzedzał wzrost efektywności pracy. Stopniowo stawaliśmy się mniej konkurencyjni a ratowała nas tylko dobra, ogólnoświatowa koniunktura.

9. Obawiam się, że o dobrej koniunkturze na dłuższy czas możemy zapomnieć. Czy w Komisji Trójstronnej po wszystkich stronach stołu jest tego świadomość?

Myślę, że ona rośnie. W wielu zakładach związki nabrały już przekonania, że to nie jest dobry czas na zwiększanie presji płacowej. Równie ważne a może i ważniejsze jest też porozumienie w sprawie zwiększenia elastyczności prawa pracy, o czym tyle ostatnio mówiono.

10. A konkretnie?

Chodzi o to, żeby pracodawcy, ratując swoje firmy zamiast w kryzysie zwalniać ludzi, nadal mogli ich zatrudniać na trochę innych warunkach, np. przy mniejszych płacach, w innym czasie, inaczej rozliczając okresy zatrudnienia. Propozycje padły już dawno, gdy nikomu nie śniło się jeszcze o kryzysie, ale teraz jesteśmy znacznie bliżej wypracowania choćby części wspólnych rozwiązań w tych sprawach. To ważne a może nawet kluczowe dla dzisiejszego rynku pracy. Niestety, część związków zawodowych oczekuje rozwiązań trudnych do zrealizowania, np. podniesienia płacy minimalnej do połowy średniego wynagrodzenia. Dzisiaj to prosta droga do większej fali bankructw lub powiększania szarej strefy. W ten sposób kryzysu się nie pokona.

11. Nikt chyba się nie łudzi, że Komisja Trójstronna rozwiąże wszystkie problemy firm a zatrudniani wezmą na siebie cały ciężar walki z kryzysem. Pracodawcy też nie są zachwyceni postawą rządu, który, owszem, przyjął z pompą „plan stabilności i rozwoju”, ale jak dotąd niewiele zdołał z niego przeprowadzić. Nie ma pan wrażenia, że czas ucieka a wszystko kończy się na gadaniu?

Tak nie jest. Równolegle przygotowujemy całe zestawy programów resortowych i projektów ustaw związanych z planem, których część przeszła już przez Sejm i ma szanse szybko wejść w życie. Mam tu na myśli m.in. ustawę o gwarancjach i poręczeniach skarbu państwa. Ich wartość ocenia się na około 40 mld złotych, ale przyniosą znacznie więcej działając jak finansowy lewar i pobudzając aktywność wielu firm. Podobnie jest z ustawą o Banku Gospodarstwa Krajowego. Już niedługo więc BGK będzie mógł wygenerować środki rzędu 20 mld złotych, nie tylko na gwarancje i poręczenia ale i na pożyczki. Wprowadzamy też system ulg inwestycyjnych dla małych i średnich firm. Przedsiębiorstwa te mogą jednorazowo amortyzować środki trwałe o wartości do 100 tys. euro. Prawie 800 mln zł przeznaczyliśmy natomiast na wspieranie działań funduszy podwyższonego ryzyka.

12. Ale jest kryzys a proces przygotowań i przepychania ustaw przez kolejne oczka legislacyjnej sieci wlecze się niemiłosiernie.

Jesteśmy ciągle popędzani, ale przypominam, że ustawy przygotowywane na kolanie nigdy i nigdzie dobrze nie działały. Teraz to już raczej kwestia tygodni a nie miesięcy i większość planu stabilności wejdzie w fazę realizacji.

13. W Polsce działa około 3400 naprawdę dużych przedsiębiorstw na które przypada obecnie aż 32,3 proc. łącznej produkcji. Łatwiej im funkcjonować w kryzysie?

Decydujące wydają się nie rozmiary spółek a sytuacja branż w których przyszło im działać. Firmy motoryzacyjne, czy spółki deweloperskie mają dzisiaj pewnie trudniejsze zadanie niż inni. Nie znaczy to oczywiście, że pozostałym jest łatwo.

14. Przez ostatnie miesiące zarządy firm, zwłaszcza większych, nieustannie skarżą się na rosnącą wstrzemięźliwość banków przy udzielaniu kredytów i nieuregulowaną kwestię opcji walutowych. Czy to najwyższe bariery przed którymi stają?

Nie wystarczy towar wyprodukować. Dzisiaj jeszcze większą sztuką jest go sprzedać. W wielu bogatych krajach popyt, a w ślad za tym import z Polski, spada. I to się odbija na wielu polskich firmach. Kontrahenci anulują zamówienia lub nie przedłużają umów. Jednocześnie banki minimalizując ryzyko, podnoszą marże i opłaty za kredytowanie. Ten zbieg wydarzeń ogranicza efektywność działalności gospodarczej. I spółka trafia w kryzysową pętlę.

15. Jaki będzie finał sporu o opcje walutowe?

PSL, SLD i PiS złożyły w Sejmie projekty ustaw w tej sprawie. Ja wolałbym rozwiązanie bardziej biznesowe, niż ustawowe. Mam na myśli doprowadzenie w konsensusie do rozwiązań akceptowanych przez wszystkich, a nie narzucanych odgórnie. Można osiągnąć ten cel poprzez porozumienie przy trójkątnym stole, przy którym usiedliby przedstawiciele sektora bankowego, reprezentanci biznesu oraz rządu z zadaniem wypracowania modelu restrukturyzacji umów opcyjnych i ich zamianę na inne instrumenty finansowe.

16. W popularnym międzynarodowym rankingu Doing Business 2008 Polska zajmuje 74 miejsce. Przed nami jest m.in. Rumunia, Węgry, Bułgaria a także… Mongolia i Malediwy. Czy to nie jest powód do niepokoju a już na pewno do wstydu dla ludzi odpowiedzialnych za wizerunek polskiej gospodarki?

Pewnie, że do wstydu. Niezależnie od merytorycznej wartości takich badań, marne notowania Polski w tego rodzaju zestawieniach nie pomagają, ani w prowadzeniu interesów, ani w budowaniu naszej wiarygodności i promowaniu naszego kraju, jako dobrego miejsca dla lokalizacji nowych inwestycji. Pamiętać jednak należy, że nawet ostatnie badania, nie dotyczą efektów działania obecnego a poprzednich rządów. Wstydzić się jednak powinniśmy i nie jest ważne, czy za siebie, czy za poprzedników. Kraj jest bowiem jeden i tylko rządzący się zmieniają.

Przez minione półtora roku sporo się jednak wydarzyło, przyjęliśmy około 70 progospodarczych ustaw, z których większość była dobrze oceniana przez środowisko przedsiębiorców. Są więc szanse, że w kolejnych edycjach, choć jeszcze nie w bieżącym roku, wypadniemy lepiej. Robimy wszystko, żeby tak się stało.

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)