Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Armagedon

Redaktor admin on 16 Styczeń, 2013 dostępny w Felietony. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

 

Styczeń to tradycyjnie miesiąc prób przewidywania tego, jak pod względem gospodarczym upłynie rok. Bardziej tradycyjne media polegają na prognozach wygłaszanych rokrocznie przez uniwersyteckie tuzy ekonomiczne, analityków bankowych, czy giełdowych, prezesów największych firm. Tabloidy natomiast o przyszłość wolą zapytać astrologów i rozmaitej maści wróżbitów. Prawda jest jednak taka, że nikt do końca nie wie, co przyniosą najbliższe miesiące.  Taki stan utrzymuje się zwłaszcza od ostatnich pięciu lat, a więc w okresie globalnego kryzysu, recesji w niektórych krajach strefy euro i powszechnej destabilizacji finansów i gospodarek świata. Prognozy sprzed roku pokazują, że łatwiej przewidzieć, jaka będzie pogoda na kolejną Gwiazdkę, niż to, w jakim stanie o tym samy czasie będą nasze portfele.

Miniony rok był pełen paradoksów. Z jednej strony w Polsce oddaliśmy do użytku rekordową ilość dróg i autostrad, nowe dworce, stadiony, wyremontowane lotniska, a z drugiej strony, na rynkach zagranicznych nie było upragnionego ożywienia, za to fala marazmu gospodarczego przelała się przez Europę. Mimo wszystko, nawet najwięksi sceptycy przyznać muszą, że w skali makroekonomicznej nie było źle. Uniknęliśmy recesji, EURO 2012 dało zastrzyk energii wielu polskim firmom, udało się uchwalić ustawę o redukcji niektórych obciążeń administracyjnych w gospodarce (tzw. trzecia ustawa deregulacyjna)…

Co ważne, nie sprawdziły się prognozy czarnowidzów, ścigających się na apokaliptyczne wizje ze starożytnymi Majami. “Osoby o słabych nerwach czytają na własną odpowiedzialność, życzę by się nie sprawdziły!” – pisał o swoich prognozach na 2012 prof. Krzysztof Rybiński. „Złoty osłabnie do walut obcych; dolar i euro będą kosztowały ponad 5 złotych, frank ponad 4 złote. […] Bezrobocie silnie wzrośnie, pod koniec roku rejestrowane bezrobocie przekroczy 16 procent. […] Polski dług publiczny zbliży się do 60 procent PKB” – pisał rok temu ten niezmordowany specjalista od czarnych proroctw. Na poziomie globalnym jego czarnowidztwo nie ustępowało krajowemu. Pisał na przykład, że Izrael zaatakuje Iran, a ceny ropy przekroczą 200 dolarów za baryłkę. Twierdził, że Węgry muszą zbankrutować, a Włochy spotka niewiele lepszy los.  Był tak pewien swego, że stworzył nawet pierwszy w Europie fundusz, który miał zarobić na krachu finansowym. Cóż, biorąc powyższe pod uwagę, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że kolejne, tradycyjnie fatalistyczne prognozy prof. Rybińskiego i podobnych ekspertów na 2013 r. okażą się niewarte funta kłaków. I oby.

W całkowitej opozycji do cytowanych przykładów stoją na przykład prognozy chociażby ekonomistów Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”, która twierdzi, że 2013r. nie będzie zły, a Polska znajdzie się wśród najszybciej rozwijających się krajów w Europie. Także szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi uważa, że istnieją konkretne powody do optymizmu. Draghi jest przekonany, że ten rok przyniesie przełom w gospodarce strefy euro. Tak też prognozują prof. Rostowski i ministrowie obecnego rządu oczekując poprawy sytuacji pod koniec roku. Jedno jest natomiast pewne – bez nadziei i optymizmu nie ma możliwości radzenia sobie z europejskim kryzysem, czy choćby z naszym spowolnieniem gospodarczym.

Nadzieję więc na przełom w gospodarce powinniśmy mieć wszyscy, choć ja jestem w tym zakresie ostrożnym optymistą. Próba przewidzenia tego, co nastąpi przypomina bowiem wróżenie z fusów. Doświadczenie nakazuje mi natomiast podchodzić z dystansem do wszelkich skrajności. Jedno jest jednak pewne, tak jak w Armagedonie, gdzie siły dobra i zła się mają ze sobą zetrzeć ze zwycięskim efektem dla tych pierwszych, tak dekoniunktura przegra z nadchodzącą koniunkturą. Teraz musimy więc zachować gotowość na trochę cięższe czasy, ale i szykować się na wzrost w przyszłości. Nie wolno jednak biernie czekać z założonymi rękoma. Rządzący muszą podejmować działania wspierające firmy oraz osłonowe wobec ludzi, a przedsiębiorcy powinni aktywnie próbować szans, jakie mimo wszystko daje im obecny czas. Kiedyś bowiem upragniony przełom nastąpi, strefa euro wejdzie na ścieżkę wzrostu, a i u nas zobaczymy wreszcie ożywienie gospodarcze. Oby to był jeszcze obecny, 2013 rok.

 

Adam Szejnfeld

Poseł na Sejm RP

www.szejnfeld.pl

www.kobiecastronazycia.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)