Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Świat według ACTA

Redaktor admin on 6 Luty, 2012 dostępny w Felietony. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi, zwana w skrócie ACTA, nie zrobiła w Polsce kariery. Pomimo, że została podpisana, to po serii protestów, premier Donald Tusk podjął decyzję o zawieszeniu procesu jej ratyfikacji i wznowieniu na szeroką skalę konsultacji społecznych. Prezydent Bronisław Komorowski natomiast stwierdził, iż oczekuje w tej sprawie stanowiska Rzecznika Praw Obywatelskich, zapowiadając jednocześnie, że jeśli będą jakiekolwiek przesłanki, iż umowa może naruszać wolności obywatelskie, nie złoży podpisu pod jej ratyfikacją. To wyraźny sygnał, że polskie władze nie pozwolą na masowe naruszanie prywatności naszych internautów przy wykorzystaniu wątpliwych prawnie i moralnie przepisów. Jest to więc fakt godny pochwały a nie krytyki.

Głos internautów, których są w naszym kraju miliony, zabrzmiał doniośle i został dosłyszany. Zwłaszcza młodzi ludzie, dla których Internet jest niczym powietrze, zjednoczyli się i dali wyraz swoim obawom. Pokazali, że nie są bezosobową, pasywną i rozdrobnioną grupą jednostek niemającą wspólnych przekonań. Potrafią się zjednoczyć i demonstrować, jeśli odczują, że ich podstawowe prawa mogą być zagrożone. To wspaniałe i mobilizujące. Z drugiej strony rządzący pokazali, że nie są dyktatorską grupą, która zrobi wszystko co zechce, nawet wbrew woli swoich obywateli. Można rzec – demokracja w Polsce zadziałała.

Jako zapalony internauta i bloger, rozpoczynający i kończący swój dzień w Internecie, od początku śledziłem rozwój wypadków, zwłaszcza, że podzielałem i podzielam wątpliwości internautów. Zaciekawiło mnie, jak bardzo młodzi ludzie bronią podstawowej zasady rządów demokratycznych  – „nic o nas, bez nas”. Rzecz jasna, taki dokument jak ACTA powinien być jak najszerzej konsultowany. Jego międzynarodowy charakter nie jest żadnym usprawiedliwieniem do zawężania grona dyskutantów, choć uczciwe należy przyznać, że sprawa jest bez precedensu. Wszak inne umowy międzynarodowe nie wywoływały do tej pory tak znaczącego zainteresowania opinii publicznej, a już na pewno postulatów powszechnego konsultowania z całym społeczeństwem. Dlatego też należy zrozumieć, że nikt nie był w Europie i w Polsce przygotowany na takie zjawisko. Zwłaszcza, że chodzi o walkę z czymś, co nie budzi wątpliwości, a mianowicie że zwykłym złodziejstwem, z wytwarzaniem podróbek, z piractwem… Nikt przecież nie planował stworzyć przepisów umowy ACTA, by ograniczać wolności obywatelskie i prywatności. To byłoby zupełny absurd. Dziś jednak już wiemy, że niektóre zapisy umowy właśnie takie wywołują wątpliwości. Są niejasne, mogą więc być przez przypadek, albo w złej wierze, wykorzystane niezgodnie z ich przeznaczeniem. Dobrze więc, że refleksja przyszła w czas.

Tak, umowa ACTA nie wzbudziła mojego zachwytu, choć trudno nie odnieść wrażenia, że część zagrożeń została wyolbrzymiona. To nie jest tak, że politycy w ciemno głosują za ograniczaniem wolności i za nowymi restrykcjami. Wielu ludzi spod ciemnej gwiazdy robi bowiem niemałe pieniądze na nielegalnej produkcji towarów markowych, czy na dystrybucji nielegalnych kopii różnych utworów – książek, filmów, czy muzyki. Dlatego to właśnie przeciwko nim należy skierować ostrze nowych regulacji, ale przy jednoczesnym dbaniu, aby ludzie postronni niczego nie stracili. Najważniejsze jednak, by nikt nie stracił poczucia wolności, niezależności, prywatności. To fundament demokracji i wolności obywatelskich, zwłaszcza w Polsce.

Inną kwestią jest, czy na świcie, w Europie, a także u nas, w Polsce, nie mamy do czynienia z archaicznym postrzeganiem prawa autorskiego. Życie idzie bowiem do przodu i stosowanie tych samych norm do świata bez Internetu, a jak i do życia w sieci, nie tylko „trąci myszką”, ale może okazać się kompletnie awykonalne. Podobnie można się zastanawiać, czy wielkie koncerny zamiast wpychać użytkownikom utwory w przestarzałych formatach, często po irracjonalnie wysokich cenach, nie powinny pomyśleć, jak wyjść naprzeciw „cyfrowej rewolucji”. Być może powinny zaoferować użytkownikom łatwiejszy i tańszy dostęp do treści dzisiaj chronionych trochę w „dziewiętnastowieczny” sposób?…

Jestem przekonany, że w kulturalnym krwiobiegu użytkownicy Internetu, nawet ci, którzy nie wszystkie materiały na swoim komputerze posiedli w legalny sposób, są prawdziwą elitą dzisiejszego społeczeństwa, a już na pewno elitą odbiorców literatury, filmu, muzyki, w końcu całej kultury… Dlatego tak, czy owak najwięcej pieniędzy to właśnie oni zostawiają w kinach, w teatrach i w salach koncertowych. To oni też kupują najwięcej książek i utworów muzycznych, generując ogromne zyski koncernów medialnych. Powinno to dać do myślenia. Jeśli wielkie koncerny zabiorą się za temperowanie ich aktywności kulturalnej, to może okazać się, że zamiast zysków, będą musiały liczyć straty. Dzisiaj Internet bowiem, to nadal tylko drzwi do normalnego świata, a nie świat alternatywny. Globalna sieć więc, to takie wirtualne okno na realną rzeczywistość, w której wydaje się prawdziwe a nie wirtualne pieniądze.  Choć oczywiście przyznać trzeba, że obecnie „oba te światy” są bardzo ważne i tak do końca nie można przesądzić, który z nich w przyszłości zdominuje drugi.

Dyskusja nad ACTA wyzwoliła energię nowego, wirtualnego społeczeństwa obywatelskiego. Uważam, że wszyscy – politycy, twórcy, urzędnicy, sami internauci – razem przeoczyliśmy moment jego powstania i dlatego z zaskoczeniem obserwowaliśmy rozwój wydarzeń. Wydaje mi się też, że to dopiero początek długiej i trudnej dyskusji o kulturze, prawach autorskich i wolności w dobie świata Internetu. Przed tą dyskusją nie uciekniemy, więc wykorzystajmy ten moment i okazję, by wyjaśnić wszelkie wątpliwości i znaleźć równowagę pomiędzy interesem producentów i właścicieli praw autorskich, a zwykłymi internautami. Zastanówmy się może także przy tej okazji i nad szerszym aspektem rozwoju cywilizacji. Ewolucja, którą bowiem przechodzimy, właśnie dlatego że nie jest rewolucją, nie została dostrzeżona, ale trwa i realizuje się nadal. Nie możemy być na nią ślepi i głusi. Kolokwialnie można nawet powiedzieć, iż albo tę ewolucję będziemy chcieli powstrzymać i zablokujemy rozwój ludzkości, albo poddamy się tym zmianom, patrząc odważnie w przyszłość. Jestem za tym drugim rozwiązaniem.

Adam Szejnfeld

Poseł na Sejm RP

www.szejnfeld.pl

www.kobiecastronazycia.pl

1 Komentarz do “Świat według ACTA”

  1. bogdan j hilczer mówi:

    …. cóż, warto powoli przyzwyczajac sie do zmiany sposobu za_rzadzania…. przyzwyczajac sie do roli nie “władców”, a menadżerów zarzadzającym projektem, jakim jest Polska…. internet otworzył możliwość jednoczenia, dotąd zatomizowanych jednostek…. stał się narzędziem uczestnictwa w procesie demokratycznego sterowania krajem, prawami w nim tworzonymi, konsultacjami o kształcie państwa…. ludzie interesują sie tymi procesami, komentują, tworzą nowe propozycje – nie chcą już pozostawać biernymi, bezwolnymi….. tworzy się zbiorowa swiadomość i to powinniście uczyć się wykorzystywać, oraz włączać do sposobu za_rządzania…. :) )) …

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)